- Gdybyśmy bardzo potrzebowali Daniela Bewleya, to już teraz mógłby wsiąść na motocykl, trenować, czy nawet wystąpić w jakimś meczu sparingowym - mówi nam Krzysztof Mrozek, prezes ROW-u Rybnik.
Dlaczego więc, mimo takiej deklaracji, Daniela Bewleya próżno szukać na żużlowych torach. Jeszcze w styczniu prezes Mrozek zapowiadał przecież, że zawodnik będzie gotowy na pierwszą kolejkę. Mówił, że rehabilitacja po skomplikowanym złamaniu nogi w dziewięciu miejscach przebiega dobrze. Zapewniał, że w marcu zobaczymy Bewleya na torze.
Teraz prezes ROW-u twierdzi, że po dwóch dodatkowych transferach - w tym roku klub sprowadził Linusa Sundstroema i Nicka Morrisa, nie ma sensu ponaglać Bewleya. - Mamy kadrowe bogactwo, więc poczekamy. Daniel ma się wykurować w stu procentach. Jeśli do tego dojdzie, to ma do mnie zadzwonić. Nie musimy go teraz desperacko wsadzać na motocykl - kwituje Mrozek.
Prezes uspokaja, że zmiana optyki absolutnie nie wynika z faktu, że coś się w przypadku Bewleya skomplikowało. Zapewnia on, że rehabilitacja idzie wyśmienicie. Przypomnijmy, że zawodnik w grudniu zeszłego roku, a także w styczniu był na dwóch turnusach w klinice Salwator Park w Mikołowie. Zorganizował mu je rybnicki klub. Prezes Mrozek mówił wówczas, że rehabilitacja gwarantowana przez angielski system zdrowia nie pozwoliłaby żużlowcowi na jazdę nawet w 2020 roku.
Czytaj także: Skórnicki: Zengota wróci mocniejszy
Czytaj także: Kownacki myślał o zakładzie z Termińskim
ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Zapełnić trybuny i będzie jeszcze lepsze show