Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Miło wrócić do Częstochowy?
Grigorij Łaguta: Bardzo fajnie. Już w piątek po sparingu w Tarnowie tutaj przyjechałem. Udałem się do Galerii Jurajskiej, pospacerowałem, spotkałem się z prezesem Włókniarza, zaczepiali mnie kibice. Od razu ożyły wspomnienia. Przecież ja tutaj spędziłem wiele lat, walczyłem dla tego klubu, mam tu mnóstwo znajomych. Kibice życzyli mi powodzenia w memoriale i wszystkim im bardzo dziękuję.
Ale była też zabawna sytuacja, gdy jeden kibic podczas prezentacji wymachiwał w pana stronę banknotem.
No i bardzo dobrze by było, gdyby zwrócono mi ten milion złotych długu...
Ma pan pretensje do obecnych władz Włókniarza?
Wiem jak ich sytuacja wyglądała. To już jednak było, to przeszłość, czasu nie cofniemy i trzeba patrzeć do przodu.
Czyli te lata spędzone w Częstochowie nie są bez znaczenia?
Włókniarz zawsze będę wspominać z bardzo dobrej strony. Jak myślę o czasie spędzonym tutaj, to jestem zadowolony i w duchu się uśmiecham.
Czytaj również: Udany powrót Grigorija Łaguty. Rosjanin nie miał rywali w Tarnowie
W ogóle to pan promienieje. Uśmiech nie schodzi z pana twarzy, jest też dobra forma. Głód żużla był aż tak wielki?
Bardzo. Zawodnik ciągle jest w trasie, zawody, przejazdy. Tymczasem ja przez blisko dwa lata byłem od tego odcięty. W tym czasie zajmowałem się rodziną, synem, który jeździ na motocrossie. On ma dopiero 7 lat, w maju skończy 8. Jest już mistrzem Łotwy w swojej klasie, zdobył też Puchar Łotwy i Puchar Litwy. Nie jest więc tak, że się nudziłem, bo było nad czym pracować. Wyczyściłem głowę z myśli i wracam pełen świeżości.
Zawodnicy, którzy mieli przerwę ze względu na różne perypetie, jak Darcy Ward czy Sławomir Drabik, wracali do jazdy w wielkiej formie.
Bo tego się nie zapomina. Życie żużlowca to samoloty, promy, przejazdy, hotele, zawody. Było mi ciężko przyzwyczaić się żyć bez tego przez jakiś czas. To była dla mnie duża zmiana. Ważna jest głowa, aby sobie w niej wszystko poukładać. Poza tym cały czas trzeba pracować, aby nie stracić formy. Bardzo istotna jest też rodzina, która w moim przypadku bardzo mi pomogła. Z tego miejsca im za to bardzo dziękuję. Tak samo przyjaciołom. W ogóle to na niektórych się poznałem, bo odwrócili się do mnie plecami, jednak większość została ze mną i mnie wspierała.
Nie zapomina się też jazdy po częstochowskim torze. W jednym z biegów pojechał pan jak w beczce śmierci, po samej bandzie.
Tak jak z Tomaszem Gollobem i Nickim Pedersenem kilka lat temu. Wiem doskonale jak pokonać ten łuk po bandzie. Aż się uśmiechnąłem gdy znów tamtędy jechałem. Naprawdę byłem zadowolony.
A ten bieg z Leonem Madsenem? Walczyliście niesamowicie.
Myślę, że gdyby mnie na drugim łuku nie pociągnęło, to wyjechałbym przed nim. Nie dałbym się już złapać. Nie dogoniłby mnie.
Chciał pan Leonowi pokazać, że przez kilka lat był królem tego toru?
Ale ja nadal jestem królem tego toru! On tak nie potrafi tutaj pojechać jak ja.
ZOBACZ WIDEO SEC na Stadionie Śląskim. Tak było w 2018 roku!
Gdy stał pan na podium to mówił pan do prezesa Świącika, że korzystał z silnika, na którym jeździł w Częstochowie.
Dokładnie, jechałem na tym samym starym silniku, dzięki któremu wygrywałem na tym torze.
Specjalnie został wzięty do Częstochowy czy w ogóle z niego pan zamierza korzystać?
Leżał na półce chyba z cztery lata. W ogóle mi nie pasował, nie dało się na nim jechać. Dałem go jednak do serwisu, nieco go odświeżono. Spróbowałem go na treningu w Krsko i pomyślałem, że znów w Częstochowie będzie pasować. Jak przyjechałem i zobaczyłem tor, jak jest przygotowany start, szeroka, krawężnik to już wiedziałem, że będzie dobrze.
Dobrze usłyszałem, że zapomniał pan jakie to uczucie dostawać nagrodę?
Nie! Tyle pucharów w życiu dostałem, że tego nie da się zapomnieć. Jednak fajnie sobie to przypomnieć. Na pewno po takiej przerwie smakuje i czuje się to inaczej.
Co z Motorem Lublin? Powiedział pan, że się utrzymacie.
Łatwo nie będzie, to jest żużel. W każdej drużynie mogą pojawić się problemy. Poza tym w żużlu bardzo istotny jest sprzęt. Wygranie biegu w 90 proc. zależy od niego. Nie ma u nas presji. Nic się już nie zmieni, czasu nie cofnie. Musimy patrzeć w przyszłość.
Zobacz także: Imponujący powrót Grigorija Łaguty. Rosjanin przekonany o utrzymaniu Motoru Lublin
Ego, to "MEL" ma rozdmuchane do granic możliwości. Mi wystarczyło zobaczyć kiedyś jak wciska swojego brata w płot, byle tylko wygrać.. Ż Czytaj całość