Kibice pytali, co stało się z Grzegorzem Walaskiem. Lider Ostrovii ma jeden szybki silnik na mecz z Orłem

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Grzegorz Walasek (kask biały) w Łańcuchu Herbowym
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Grzegorz Walasek (kask biały) w Łańcuchu Herbowym

Grzegorz Walasek w spotkaniu z Fogo Unią Leszno nie zdobył nawet punktu i kibice Arged Malesa TŻ Ostrovii zaczęli obawiać się o jego formę. Dzień później w Meczu Północ – Południe był już szybki. Okazuje się, że jechał na zupełnie innym sprzęcie.

- Od początku nie rozumiałem tej paniki. Przedsezonowe sprawdziany są po to, żeby testować - mówi nam prezes Arged Malesa TŻ Ostrovii Radosław Strzelczyk. - W meczu z Unią Leszno Grzegorz sprawdzał inne rozwiązanie i dlatego tak to wyglądało - dodaje szef ostrowskiego klubu.

Okazuje się, że w sobotniej rywalizacji z mistrzami Polski Grzegorz Walasek w ogóle nie skorzystał ze swojego najlepszego silnika . Użył go dopiero podczas spotkania Północ - Południe w Łodzi. Odjechał na nim trzy wyścigi, w których wywalczył osiem punktów. - Później korzystał z silnika, który nie pasował mu dzień wcześniej w Ostrowie - zdradza Strzelczyk.

Zobacz także: Orzeł - Kolejarz Opole: Bezbłędny Tobiasz Musielak

Drugi silnik znowu spisywał się zdecydowanie słabiej. - Zapadła decyzja, że na pewno trafi ponownie do tunera. Mechanicy nie byli w stanie sobie z nim poradzić, więc wychodzi na to, że problem jest głębszy. Pierwszy silnik został jednak dopasowany i Grzegorz będzie z niego korzystać w sobotę - dodaje prezes Ostrovii.

ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Zapełnić trybuny i będzie jeszcze lepsze show

W szeregach beniaminka Nice 1.LŻ przed inauguracją sezonu panuje duży spokój. Ostrovia nie planuje już poważnych testów przed meczem w Łodzi, który odbędzie się w najbliższą sobotę. - Potrenujemy jeszcze na własnym torze. Poza tym nic już się nie wydarzy. Trener uznał, że zawodnicy mieli wystarczająco dużo jazdy - zdradza prezes.

Ostrowianie do Łodzi jadą z wiarą w sukces. Faworytem nie będą, ale po cichu liczą, że sprawią niespodziankę. - Nie ma paniki ani strachu. Nikt nie ma też nóg z waty. Jedziemy do świetnej drużyny, ale nie zamierzamy się poddać przed wejściem do ringu. Uważamy, że możemy walczyć i wygrać z każdym. Liczę na świetne widowisko - podsumowuje Strzelczyk.

Źródło artykułu: