Duńczyk Anders Thomsen do pewnego czasu ścigał się przede wszystkim tylko w swoim kraju, a pierwszy znaczący sukces osiągnął już w 2010 roku, gdy zdobył Złote Trofeum Miniżużla, nieoficjalne mistrzostwo świata. Do naszej ligi trafił cztery sezony temu. Wylądował ostatecznie w zespole z Rawicza, który wówczas był outsiderem tabeli. Co ciekawe już wtedy był bliski podpisania kontraktu z Włókniarzem, częstochowianie jednak nie dostali licencji.
Rok później przeniósł się do Gdańska mimo wielu innych opcji. - Miałem dużo ofert z Polski na przyszły sezon, również z PGE Ekstraligi. Ja jednak chcę w swojej karierze rozwijać się etapami. Nie chcę postępować zbyt szybko. W mojej ocenie jazda w Nice PLŻ w przyszłym sezonie, to optymalne rozwiązanie. Dla mnie ważne jest przywożenie wielu punktów w każdym możliwym meczu. Bardziej cieszyłoby mnie zdobycie dziesięciu punktów w Nice PLŻ, niż pięciu w PGE Ekstralidze. Mam świadomość, że muszę się wiele nauczyć. Jazda w tej klasie rozgrywkowej jest naturalnym krokiem na mojej drodze. Na PGE Ekstraligę jeszcze poczekam i zadebiutuję tam wtedy, gdy poczuję że jestem na to gotowy - mówił w grudniu 2015 roku Thomsen.
Anders Thomsen show. Zobacz więcej!
Rzeczywiście, zawodnik od samego początku miał w sobie "to coś". Na początku jazdy w gdańskim klubie był to szalony, czasem dziecinny facet, który uwielbiał się bawić na torze oraz poza nim i swoją naturalnością rozkochał fanów. Z profesjonalizmem wówczas bywało różnie. Nad morzem pamiętają jego mecz w Bydgoszczy, gdzie przyjechał kompletnie nieprzygotowany, bez mechanika i po podwójnym zwycięstwie w pierwszym swoim biegu, kompletnie pogubiony nie pomógł już swojej drużynie. W końcówce sezonu rozpoczął współpracę z Casperem Wortmannem i momentalnie jego postawa zaczęła budzić uznanie. W Rzeszowie zdobył płatny komplet punktów.
ZOBACZ WIDEO Przemysław Pawlicki nie będzie dzwonił do trenera i prosił o dziką kartę
Thomsen budował swoją pozycję w Gdańsku. W 2017 roku był bliski tego, by awansować do PGE Ekstraligi wraz ze Zdunek Wybrzeżem. Gdańszczanie przegrali finał 80:82, a Duńczyk wówczas w dwumeczu przywiózł 23 punkty. Na kolejny rok został w Gdańsku, gdzie ciągle się rozwijał.
Zobacz relacje z meczu Włókniarz - Stal!
Kibice znad morza przede wszystkim byli fanami jego ofensywnej jazdy. To, że kulały jego starty było może nawet jego atutem, bo mógł się popisać tym, co potrafi na trasie. To dlatego kibice cieszyli się, że na trzeci rok pozostał w Gdańsku. - To bardzo ważne dla mnie, by nic nie działo się zbyt dynamicznie. Wykonuję krok po kroku i przyszłość zapowiada się znakomicie. To według mnie odpowiednie i istotne podejście. Trudno mi powiedzieć, czy będzie to mój ostatni sezon w pierwszej lidze. Liczę na to, że uda mi się awansować wspólnie z Wybrzeżem. Zrobię wszystko, by pomóc w tym drużynie. Dla mnie z pewnością lepiej byłoby jeździć w PGE Ekstralidze - mówił przed sezonem 2018.
Ciągle Anders Thomsen potrafił zaskakiwać swoimi wypowiedziami. - Wszystko mi jedno z którym będę jeździł numerem, bo i tak za każdym razem wyjdę ostatni ze startu - mówił przed Pucharem Nice 1.LŻ, w którym ostatecznie przyjechał drugi. Sezon zakończył ze średnią 2,342 i przy braku awansu gdańszczan nie ma co się dziwić, że wzięli go do siebie gorzowianie.
Fani żużla spoza Gdańska z dużym dystansem podchodzili do pierwszego sezonu Thomsena w PGE Ekstralidze, jednak kto go widywał regularnie wie, że z podejściem Duńczyka i jego ambicją wiadomo, że nie zejdzie poniżej pewnego poziomu. Jego 13 punktów i 2 bonusy w Częstochowie na początek kariery w PGE Ekstralidze to doskonały wynik, kibice Stali mogą jednak spodziewać się prawdziwego show z jego strony.