Oceny, które wystawił obu zespołom mistrz świata z 1990 roku, są zgoła odmienne. - Unii Leszno można pogratulować świetnej drużyny. Jadą wszyscy, a niezwykle cenni są juniorzy. Wykonują ogromną robotę. To cechuje najlepsze ekipy. Tylko przy takim wsparciu młodzieży można walczyć o najwyższe cele. Takiego atutu na pewno nie ma Get Well Toruń. To było bardzo widoczne - tłumaczy.
Per Jonsson zauważa jednak, że lista problemów, z którymi zmaga się w tej chwili Get Well, jest znacznie dłuższa i nie ogranicza się tylko do kiepskiej formacji młodzieżowej. - Uważam, że zawodzą również bracia Holderowie. Ani Chris, ani jego brat nie jadą na odpowiednim poziomie - podkreśla. Przypomnijmy, że Jack Holder pojawił się w niedzielę pięć razy na torze i zdobył zaledwie punkt. Chris uzbierał 11 "oczek". Był trzecią siłą w drużynie, ale nie wygrał indywidualnie ani jednego wyścigu. Trudno zatem mówić, że stanowił wartość dodaną.
Zobacz także: Adam Krużyński mówi o falstarcie Get Well
- Niepokojące są także obrazki z toru - dodaje Jonsson. - Moim zdaniem nie tak powinna wyglądać drużyna. Jest problem ze współpracą pomiędzy zawodnikami. Wszyscy walczą o każdy punkt, ale nie zwracają na siebie uwagi. Każdy jedzie po swoje. Poza tym zawodnicy powinni sobie pomagać także w innych kwestiach. Jeśli ktoś znajduje odpowiednie ustawienia i potrafi wyjechać ze startu, to powinien się tym od razu podzielić. To nie są zawody indywidualne, żeby po prostu wyjeżdżać do biegu i gnać po swoje punkty. W tym widzę zdecydowanie największy problem drużyny - przekonuje Jonsson.
ZOBACZ WIDEO Norbert Kościuch: Lubię trudne tereny i wyzwania. Bardzo chciałem PGE Ekstraligi
Sporo kontrowersji wzbudziły także wybory personalne menedżera Jacka Frątczaka, który dał tylko jedną szansę Norbertowi Kościuchowi. Jack Holder otrzymał ich aż pięć, a zdobył zaledwie jeden punkt. - Gdyby Norbert Kościuch dostał jeszcze jeden wyścig, to wtedy moglibyśmy go jakoś ocenić. Torunianie mieli problemy z ustawieniami motocykli w pierwszej serii. To nie dotyczyło tylko jego, więc chyba zasłużył na drugi raz - uważa Jonsson.
Niektórzy obserwatorzy zwrócili również uwagę na przygotowanie toruńskiego toru. Tym razem na Motoarenie nie mieliśmy aż tak wielu mijanek. - Zawodnicy z Torunia nie wychodzili najlepiej spod taśmy. Nie byli w lepszym położeniu w pierwszym łuku. Kiedy brakuje ci tego w PGE Ekstralidze, to później jest bardzo trudno. Inna sprawa, że gdy w Toruniu jest nieco przyczepniej, to żużlowcy mają do wyboru sporo linii jazdy. Tym razem tor był dość twardy. Trudno mi jednak powiedzieć, czego chcieli zawodnicy i jakie były uzgodnienia - zauważa Jonsson.
- Z drugiej strony pamiętajmy, że obie drużyny rywalizowały na takiej samej nawierzchni, więc tym nie można się tłumaczyć. Zgadzam się jednak, że na początku rozgrywek, po tak wielu treningach, domowy tor powinien być atutem. Na pewno byłoby łatwiej o ściganie, gdyby było nieco przyczepniej - podsumowuje Jonsson.