Zdaję sobie sprawę, że pewnych marzeń już nie spełnię - rozmowa z Adrianem Rymlem, zawodnikiem Speedway Miszkolc

Adrian Rymel w bieżącym sezonie bardzo dobrze jeździ na zapleczu angielskiej Elite League w barwach Workington Comets. W czwartkowe popołudnie wsparł swój zespół z Miszkolca w walce o ligowe punkty w meczu wyjazdowym z Kolejarzem Rawicz i trzeba przyznać, że jego pomoc była wydatna. 34-letni Czech wywalczył trzynaście punktów, a jego drużyna wygrała 50:39. Po spotkaniu sympatyczny żużlowiec rodem z kraju naszych południowych sąsiadów w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o wielu ciekawych kwestiach, między innymi o tym, dlaczego został zawodowym jeźdźcem.

Jarosław Handke: Zacznę od gratulacji za wygrany mecz i świetny indywidualny występ. Jak skomentujesz zwycięstwo Miszkolca w Rawiczu?

Adrian Rymel: Wszystko dzisiaj układało się po naszej myśli, odczuwalne było to, że zawodnicy czują przynależność do zespołu, był ten duch w drużynie. Poza pogodą wszystko było w porządku, przykro mi, że tak mało kibiców oglądało te zawody. To jest speedway, tutaj ktoś musi wygrać, ktoś przegrać. Tym razem to my zwyciężyliśmy i jest to o tyle istotna wygrana, że udało nam się zdobyć bardzo cenne punkty na wyjeździe.

Czy sądzisz, że tor po tych sporych opadach deszczu był dobrze przygotowany do zawodów?

- Odnośnie toru, to mogę powiedzieć tylko jedno słowo w kierunku osób, które go przygotowywały i doprowadzały do stanu używalności, jest to słowo brawo. W takich warunkach odjechanie tego meczu na tak przygotowanym torze to świetna sprawa. Z drugiej strony przedmeczowe opady deszczu sprawiły, że gospodarze prawdopodobnie pogubili się w ustawieniach i stracili atut własnego toru. Przestał on być ich sprzymierzeńcem i być może też dzięki temu wygraliśmy. Ale cóż, zdarza się.

Wychodzi na to, że Speedway Miszkolc jest naprawdę silną drużyną. Czteropuntkowa porażka w Miszkolcu, jedenastopunktowe zwycięstwo w Rawiczu - to mówi samo za siebie. Czy myślisz, że stać was na awans do pierwszej ligi?

- W przyszłym sezonie na pewno będę chciał zrobić krok do przodu i jeździć w pierwszej lidze. Mam nadzieję, że będzie mi to dane wraz z zespołem z Miszkolca. Jeśli chodzi o mnie samego, to bez wątpienia chcę ścigać się w wyższej lidze.

Przy założeniu, że węgierski klub nie wywalczy awansu do pierwszej ligi, to zostaniesz w nim na sezon 2010?

- Ciężko w obecnej chwili odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Wszystko zależeć będzie od tego, jak będę jeździł w dalszej części bieżącego sezonu i jak sprawować się będą moje silniki. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli, a mój klub jednak nie zdoła awansować, to na pewno rozpatrzę wszystkie oferty z klubów pierwszoligowych.

Większość czasu spędzasz na Wyspach Brytyjskich. Czy jesteś zadowolony ze startów w Premier League?

- Tak. Spotkałem tam naprawdę miłych i sympatycznych ludzi związanych ze speedwayem. Nie jest to może świetna liga pod względem możliwości zarobku pieniędzy, ale ogólnie mi się podoba. Tak naprawdę jeżdżę po to, by bawić się i cieszyć żużlem oraz by kibice także mogli się dzięki temu bawić i cieszyć. To jest mój priorytet.

Jakie widzisz perspektywy przyszłościowe przed żużlem w Czechach?

- Niestety muszę przyznać, że jestem trochę zmartwiony i zaniepokojony tym, co może nastąpić już wkrótce w czeskim żużlu. W gronie naszej młodzieży wyróżnia się Matej Kus, który trochę ciągnie to wszystko. Poza tym jest kilku młodych, utalentowanych chłopaków i mam nadzieję, że będą oni za kilka lat stanowić o sile reprezentacji Czech. Z drugiej strony jeśli porówna się poziom, na jakim jeżdżą oni obecnie do tego, co prezentują młodzi Australijczycy, Polacy, Szwedzi czy Duńczycy to widać różnicę. Ponadto w tych krajach jest po prostu więcej młodych chłopaków, którzy są wyławiani i z których robi się klasowych zawodników. Obecnie nasi seniorzy to nie są najlepsi zawodnicy na świecie, spójrzmy choćby na mnie, jeżdżę w polskiej drugiej lidze.

Zadam ci teraz pytanie przekrojowe, dotyczące ogółu twej kariery: Na jakim jej etapie obecnie się znajdujesz, na co cię jeszcze w niej stać, a na co już nie?

- Nie wiem, ciężko powiedzieć (śmiech - przyp.J.H.) Zdaję sobie sprawę, że pewnych marzeń już nie spełnię, jak na przykład tego o zostaniu indywidualnym mistrzem świata. Jeżeli udałoby się mi uzyskać awans do cyklu Grand Prix, to byłoby to coś fantastycznego i byłbym po prostu wniebowzięty. Byłby to największy prezent, jaki sam sprawiłbym sobie w życiu. Wiem, że mam już trzydzieści cztery lata i jak już wcześniej wspomniałem, jeżdżę po to, by speedway sprawiał mi frajdę. Nie wiem, ile czasu będę jeszcze walczył o punkty na różnych torach (śmiech - przyp.J.H.).

Czy masz w rodzinie kogoś, kto jeździłby na motocyklu żużlowym?

- Mój tata grał na perkusji w grupie rockowej, moja mama nie zajmowała się w ogóle sportem, więc jestem pierwszym w mej rodzinie, który trudni się czymś takim.

Czy żużel jest popularny w okolicy miejsca twego urodzenia?

- Można powiedzieć, że speedway był popularny w miejscu, gdzie się urodziłem. Obecnie tor został zamknięty, wszystko więc powoli umiera. Nie jest łatwa sytuacja ze sponsorami w chwili obecnej, ponieważ prawie każdy w dzisiejszych czasach oszczędza pieniądze. Po meczu w Rawiczu dostanę pieniądze za zdobyte punkty, więc będę mógł troszkę poświętować (śmiech).

Komentarze (0)