"Na pełnym gazie" to cykl felietonów Jana Krzystyniaka, byłego żużlowca i szkoleniowca, a obecnie cenionego żużlowego eksperta.
***
Czy to, co wydarzyło się w Pile, jakoś mnie zaskoczyło? Nie, bo przyzwyczaiłem się, że w polskim żużlu co jakiś czas występują różne dziwne sytuacje. Wcale więc mnie to nie zaskoczyło, to była kolejna nienormalna rzecz. Wydaje mi się, że zawodnicy odwdzięczyli się niektórym panom w garniturach, którzy czasem odwołują zawody z różnych powodów.
Dziwne jest to, że sędzia i komisarz toru dopuścili do zawodów. Dochodzi więc do jakiegoś absurdu, bo nie wiadomo kto tutaj rządzi w tym polskim żużlu. Zwykle większość w takich sytuacjach ma rację, choć nie wiem, czy wszyscy zawodnicy bez wyjątku byli za tym, by to odwołać. Dziwię się za to mocno, jak mogły tam odbyć się wcześniej zawody, czy to ligowe, czy inne. Przecież te krawężniki nie pojawiły się w dniu finału Złotego Kasku. One były dość mocno widoczne i dużo nawierzchni brakowało, by je przykryć.
ZOBACZ WIDEO Jakub Jamróg: Zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie ciężki sezon we Wrocławiu
CZYTAJ WIĘCEJ: Świąteczne cuda-wianki w Rzeszowie. Polska pokonała Resztę Świata
W regulaminie jest napisane, że banda musi mieć styczność z torem, a nie jakimiś krawężnikami. Gdzie byli więc ci panowie w garniturach, gdy odbywał się tam mecz ligowy? Jak widać, każdy interpretuje sobie te przepisy, które liczą kilkaset stron, indywidualnie. Dla mnie jest to niezrozumiałe, dokąd to wszystko zabrnęło.
W całej tej sytuacji jestem za zawodnikami. Na wstępie powiedziałem, że się odegrali. Oni w wielu sytuacjach chcą, a nie mogą się wypowiadać, bo grożą im kary za wypowiedzi. Ostatnio w Rybniku, Troy Batchelor zrobił rekord toru, za chwilę mecz odwołano, a on w wywiadzie mówi, że boi się coś powiedzieć, bo może dostać karę. To, że zawodnicy tak postąpili, nie dziwi mnie. Od nich się wymaga, ale oni też mają prawo wymagać. Oni znają regulamin i tutaj mieli rację, absolutnie mieli rację. Nic nie może wystawać, żaden krawężnik.
CZYTAJ WIĘCEJ: Fakty i liczby. Imponujący dorobek Adriana Miedzińskiego
Nie może być tak, że dotąd nic się nie stało. A co, gdy coś by się stało? Wielokrotnie bywa tak, że hak szoruje po bandzie. One są bardzo nisko, a te krawężniki były usytuowane wysoko. Zgadzam się z zawodnikami i dobrze, że nie dali się nikomu przekonać. To oni narażają się najbardziej i to oni są potem kozłami ofiarnymi. A tej nawierzchni brakuje tam, podejrzewam, że kilkaset ton.
Usterki w Pile były przecież widoczne ileś czasu wstecz. Wiadomo było też, że miejscowy klub boryka się z problemami finansowymi i żeby usunąć wszystkie usterki, potrzeba do tego nakładu finansowego. Tutaj widzę dużą wpadkę z przyznaniem tego finału akurat temu ośrodkowi. Przecież ci panowie organizatorzy wiedzieli, jakie są warunki na torze w Pile. Ponadto, o tym, że to tam odbędzie się ten turniej, wiadomo było od dłuższego czasu, więc powinno zapewnić się odpowiednie warunki i przygotować tor tak, jak wymaga tego regulamin.
Niedawno odwołano mecz w Rybniku, gdzie warunki do ścigania były wręcz idealne, a gdy w Pile są złe, dopuszcza się tor do zawodów. Ci ludzie, którzy o tym decydują, powinni ponosić konsekwencje swoich decyzji. Tak jak urzędnik powinien ponieść odpowiedzialność za swoje błędy, tak ci panowie, którzy dopuszczali do imprez w Pile, również.
Jan Krzystyniak