Plusy i minusy. Jak cuda, to tylko w Lublinie. Skandynawowie w odwrocie i elementy żużlowego bandytyzmu

Na jednym biegunie Australijczycy - Chris Holder i Jaimon Lidsey, a na drugim trzech muszkieterów ze Skandynawii - Peter Kildemand, Niels Kristian Iversen i Andreas Jonsson. Poza tym, za dużo było w tej kolejce niesportowych wejść.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Matej Zagar, Mikkel Michelsen WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Matej Zagar, Mikkel Michelsen
PLUSY

Pierwsze plusy zawieziemy do Lublina. Tam jak na razie mecz życia odjechał Jaimon Lidsey. Perełka z Australii zarekomendowana Fogo Unii Leszno przez legendę klubu Leigh Adamsa. Zawodnik do tej pory zbierał szlify w drugoligowym Stainer Unii Kolejarzu Rawicz, teraz wskoczył do podstawowego składu za kontuzjowanego Jarosława Hampela. Zazwyczaj było tak, że Lidseya od razu zastępowali juniorzy. Teraz menedżer Piotr Baron postawił na niego nieco z musu, ponieważ z ostrą chorobą zmagał się Janusz Kołodziej, który w każdej chwili mógł zrezygnować z dalszej jazdy. Po dwóch wyścigach obawy się potwierdziły.

Młodzian z Antypodów nie spękał i odpłacił się za zaufanie w piękny sposób. Wystąpił w ostatnim wyścigu dla najlepszych zawodników, a na koniec zebrał zasłużone uściski od prezesa Piotra Rusieckiego. Jak cuda, to chyba tylko w Lublinie. Na inaugurację PGE Ekstraligi w tym mieście, do piętnastego biegu szykowali się przecież Dawid Lampart i Paweł Miesiąc. Konia z rzędem temu, kto przewidziałby powyższy pakiet. Fortuna w zakładach bukmacherskich murowana.

CZYTAJ TAKŻE: Siedmiu wspaniałych: Holder i Vaculik niczym pociski

Wygląda na to, że piąta kolejka PGE Ekstraligi należała w większości do Australijczyków. Po Lidseyu w piątek, w niedzielę byliśmy świadkami odrodzenia Chrisa Holdera. Były mistrz świata udowodnił nam, że jednak umie jeździć i jak ma pod czterema literami odpowiedniej jakości sprzęt, potrafi zrobić z niego użytek. Otarł się o komplet, ale ten i tak nie wystarczyłyby do wygranej Get Well Toruń nad forBET Włókniarzem Częstochowa. Strach się bać, co by było gdyby starszy Holder nadal cieniował. Po stracie w połowie zawodów Doyle'a i kiepskim występie Iversena, torunianie prawdopodobnie nie wyszliby z trzydziestki.

ZOBACZ WIDEO Fotokomórka w żużlu jest potrzebna co najmniej od dwóch lat

Ostatnie wyróżnienia powędrują do duetu Martin Vaculik-Piotr Protasiewicz. Słowak i Polak ze Stelmet Falubazu Zielona Góra praktycznie we dwójkę rozmontowali w derbach ziemi lubuskiej gospodarzy z Gorzowa. Vaculik zagrał na nosie swojemu ostatniemu pracodawcy. Poprzedni rok spędził właśnie w Stali, ale rozstał się z nią w dość niejasnych okolicznościach, w atmosferze obrzucania się wzajemnymi pretensjami i wersjami "jak to było naprawdę". Protasewicz z kolei po kiepskim sezonie 2018 przeżywa drugą młodość. Udzielając po meczu wywiadu, ze wzruszenia oczy aż mu się szkliły. Znów widać u niego ten charakterystyczny błysk i zadziorność. Ewidentnie 44-latek odzyskał radość z jazdy.

MINUSY

Dla Mateja Zagara, Macieja Janowskiego i Patryka Rolnickiego. Dawno nie było serii z taką ilością groźnych karamboli. Tercet faulujących okazał się mocno egzotyczny. W niechlubnych rolach głównych wystąpiło dwóch stałych uczestników Grand Prix i junior. Sędziowie nie szczędzili żółtych kartek, a eksperci w magazynie PGE Ekstraligi poszli nawet dalej i przyznaliby Rolnickiemu za wejście w Maxa Fricke'a czerwoną.

Szkoda, że Zagar po "skasowaniu" Jasona Doyle'a nie okazał żadnej skruchy. Zamiast wytłumaczyć się na wizji ze swojego haniebnego występku pozdrowił... obchodzącego urodziny syna. Oczywiście o najbliższych należy pamiętać, ale miło by było jednak wspomnieć o zawodniku, w którego parę minut wcześniej perfidnie się wpakowało.
Najbardziej ludzkim obliczem wykazał się Janowski. Szybko zdał sobie sprawę ze swojego przewinienia i niemal natychmiast podbiegł do sfaulowanego Buczkowskiego.

Słówko o Jacku Holder, bo jemu się upiekło, ale w czternastym biegu meczu z Włókniarzem także nie przebierał w środkach. Dopiero powtórki telewizyjne jak na dłoni pokazały, że chłopak naoglądał się filmów z Bruce'em Lee. Przy wjeździe na metę soczystym kopniakiem w motocykl próbował wymierzyć sprawiedliwość Zagarowi. Niewykluczone, że brat Chrisa chciał wziąć odwet za kontuzjowanego rodaka, ale wymyślił sobie do tego najgorszy sposób i lekko popaliły mu się styki.

CZYTAJ TAKŻE: Piotr Protasiewicz skradł show w derbach

Skandynawowie w odwrocie. Niels Kristian Iversen, Peter Kildemand i Andreas Jonsson zawalali swoim drużynom mecze w takim stopniu, że tym nie pomógł nawet atut własnego toru. Trzy wygrane gości to naprawdę rzadka sytuacja, tymczasem dwóch Duńczyków i Szwed ledwo razem przekroczyli dziesięć punktów.

Kildemand od początku rozgrywek jeździ słabo i wiarę w jego nagłą odbudowę podzielają już tylko najwięksi optymiści. Nie ma jej na pewno honorowy prezes Władysław Komarnicki, który od paru tygodni, podkreśla na każdym kroku, że miejsce Kildemanda jest już w pierwszej lidze. Dla Jonssona tygodnie ochronne po wypadku z pierwszej kolejce już się skończyły, natomiast tłumaczenia Iversena tym, że wybuchł mu najlepszy silnik i kolejny nie spisywał się odpowiednio, albo nie był spasowany, brzmią słabo i trochę kompromitują żużlowca z cyklu Grand Prix.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Matej Zagar za swój atak zasłużył na czerwoną kartkę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×