Zacznijmy od spotkania w Toruniu i zachowania Mateja Zagara. Słoweniec w 7. biegu doprowadził do upadku Jasona Doyle'a i Michała Gruchalskiego, po czym został wykluczony przez sędziego. Uczestnik cyklu Grand Prix nie zgadzał się z decyzją rozjemcy, choć ta była jak najbardziej słuszna. - Nie mam wątpliwości, że Matej Zagar nie złożył się w łuk w odpowiednim momencie, przedłużył prostą i spowodował upadek dwóch zawodników. Zagar był bezdyskusyjnie winny tej kolizji - stwierdził Leszek Demski, szef polskich sędziów.
Telewizja wyemitowała też fragment wypowiedzi Zagara. Gdy Karolina Mikołajczyk zapytała żużlowca forBET Włókniarza Częstochowa o ocenę sytuacji z Doyle'em, ten wolał pozdrowić obchodzącego urodziny syna, aniżeli życzyć zdrowia kontuzjowanemu koledze z toru. - Wypowiedź zupełnie nieelegancka, nie przystoi, Matej powinien się normalnie wypowiedzieć i tyle - stwierdził Krzysztof Cegielski, żużlowy ekspert, śmiejąc się, że za to zachowanie Zagar powinien otrzymać żółtą kartkę.
Na tym Zagar nie zakończył swoich "popisów". - Mamy informacje, że w parku maszyn Matej zachował się nieelegancko, gdy został poproszony przez kierownika drużyny do budki telefonicznej - zdradził Demski. Zagar miał uszkodzić telefon w toruńskim parku maszyn.
ZOBACZ WIDEO Fotokomórka w żużlu jest potrzebna co najmniej od dwóch lat
Czytaj także: Dawid Borek: Vaculik zagrał na nosie Stali. Rakietowy Słowak uciszył stadion w Gorzowie (komentarz)
Goście magazynu PGE Ekstraligi śmiali się, że Słoweniec dostał za swoje, gdy w 14. biegu kopnął go Jack Holder. Sędzia nie dostrzegł tego incydentu, więc nie ukarał Australijczyka żółtą kartką. Cegielski zauważył jednak, że Zagar sam sprowokował rywala. - Wjechał na linię mety na drugim polu startowym - powiedział Cegielski, dając do zrozumienia, że Zagar z premedytacją wjechał w tor jazdy młodszego z braci Holderów.
Zostańmy przy Toruniu. Get Well w niedzielę przegrał trzeci mecz w tym sezonie PGE Ekstraligi, pozostając jedyną drużyną bez ligowego zwycięstwa. Zapowiada się na to, że w grodzie Kopernika znów nie będzie sportowego sukcesu, choć przecież mówi się, że w Get Well wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku. Gdzie zatem tkwi kłopot?
- Tam musi być jakiś głębszy, niezdiagnozowany problem. To nie jest kwestia menedżera, klubu, prezesa, trenera. Tam coś jest nie tak. Oglądając mecz w Toruniu widziałem, że zawodnicy na swoim obiekcie ciągle mają problem. Wychwalamy stadion, wszystko jest idealne, ale nie ma wyniku - analizował Krzysztof Cegielski, dodając, że problemem Get Well jest chyba aż zbyt duża perfekcja. Rywale torunian nie mają problemów z odczytywaniem bardzo dobrze przygotowanego toru, a dopieszczani w poprzedzającym mecz tygodniu młodzieżowcy blokują się podczas zawodów ligowych.
Swoje problemy ma Get Well, kwasów nie brakuje też w Speed Car Motorze Lublin. Beniaminek w piątek przegrał z Fogo Unią Leszno (40:50) i o ile sama porażka wstydu nie przynosi, o tyle zachowanie niektórych osób już tak. Gdy Marcin Majewski zapytał Jacka Ziółkowskiego, menedżera Speed Car Motoru, o to, co zrobiłby inaczej w konfrontacji z mistrzami Polski, ten odpowiedział:
- Chciałem wcześniej wykorzystać Michelsena, ale powiem tak: nie wszystko, co dzieje się w parku maszyn między sztabem szkoleniowym a zawodnikami należy przekazywać dalej. Moja ciocia mówiła, że własne brudy należy prać we własnym domu. Są pewne rzeczy, które zostaną między nami. Pewna zmiana nie doszła do skutku. Będę mądrzejszy i bardziej konsekwentny na przyszłość - zdradził Ziółkowski. - Czyli pan chciał, a ktoś nie chciał? - dopytał Majewski. - Pomińmy to milczeniem - odrzekł Ziółkowski.
Czytaj także: W Toruniu czuć sportową złość. Chris Holder: To nie tak, że płacą nam za porażki!
Ziółkowski dał ponadto do zrozumienia, że nie podoba mu się zachowanie Wiktora Trofimowa. - Dwa ostatnie mecze Wiktorowi nie wyszły. Myślę, że bardziej musi się skupić na poważniejszym podchodzeniu do treningów przedmeczowych. Tutaj są pewne rzeczy do nadrobienia. To zawodnik o naprawdę dużych możliwościach - powiedział Ziółkowski.
Cofnijmy się jeszcze pamięcią do piątkowego meczu w Grudziądzu, bo tam oglądaliśmy groźne kolizje, po których żółte kartki zobaczyli Maciej Janowski i Patryk Rolnicki. Sęk w tym, że kraksa spowodowana przez Janowskiego na celową nie wyglądała, czego nie można powiedzieć o wypadku z udziałem Rolnickiego i Maksa Fricke'a.
- W ogóle bym się nie zdziwił, gdyby sędzia przyznał Rolnickiemu czerwoną kartkę. Powiedziałbym wręcz, że za takie zachowanie prosiła się taka kara. Rolnicki poszerzył tor jazdy, celował we Fricke'a. To było celowe spowodowanie upadku - ocenił Leszek Demski.