- Kontakt z Rafałem mam od czasów, kiedy jeździłem we Wrocławiu. Bardzo dobre relacje łączą go także z moim tatą - tłumaczy Robert Miśkowiak. - Można powiedzieć, że dogadaliśmy temat jego obecności u Kuby już wcześniej, ale chcieliśmy zacząć działać razem od nowego sezonu. W zeszłym roku były inne priorytety. Po zdobyciu licencji najważniejsze było dla nas objeżdżenie. Kuba musiał dojrzeć jeździecko - dodaje były indywidualny mistrz świata juniorów.
Robert Miśkowiak jest bardzo zadowolony z obecności menedżera Grega Hancocka w teamie młodego Jakuba. - Zyskujemy doświadczenie, bo jest z nami ktoś, kto ma go bardzo wiele i chętnie się nim dzieli. Rafał współpracował z innymi zawodnikami, sporo widział i może nam pomóc. Wiadomo, że efekt nie będzie natychmiastowy, bo on też potrzebuje czasu, żeby zrozumieć, co jest potrzebne Kubie. Wiele rozmawiamy o ustawieniu sprzętu na starcie i trasie. Korygujemy również błędy techniczne, które młody cały czas popełnia. Dokładne tak to wyglądało podczas testu toru na PGE Narodowym - wyjaśnia Miśkowiak.
Zobacz także: Były prezes Falubazu wie, dlaczego Patryk Dudek nie jest sobą
Współpraca z Rafałem Hajem to także korzyści w kwestiach sprzętowych. - Konkretów zdradzać nie będę, ale mamy silniki, które Rafał nam polecił i pomógł pozyskać. Wiadomo, że Rafał współpracuje z Gregiem Hancockiem, ale nie należy się doszukiwać w tym żadnych sensacji i wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Nasza współpraca jest bardzo szeroka. Jesteśmy z niej zadowoleni i chcemy to kontynuować - tłumaczy Robert.
W rodzinie Miśkowiaków panuje przekonanie, że przejście do PGE Ekstraligi nastąpiło we właściwym momencie. Zderzenie Jakuba z najwyższą klasą rozgrywkową nie jest aż tak bolesne. Młody zawodnik ma już za sobą kilka udanych wyścigów, którymi bardzo pomógł drużynie. - Cieszymy się z każdego punktu i nie wywieramy na nim presji. Wiem, że zdania na temat naszego transferu były podzielone. Niektórzy mówili, że lepszy byłby jeszcze jeden rok w pierwszej lidze. Równie dobrze można było tak mówić co roku i odkładać to wyzwanie. Zdecydowaliśmy się na to wcześniej i wierzę, że każdy kolejny rok będzie dzięki temu łatwiejszy. Poza tym nie możemy na nic narzekać. Klub jest świetny. Mamy tu doskonałe warunki do rozwoju. Spotkaliśmy się także z bardzo zdrowym podejściem - przekonuje.
Zobacz także: Raport z PGE Narodowego. Juniorzy zachwyceni torem, świetny prognostyk przed turniejem!
Przed sezonem o Jakuba Miśkowiaka walczyły dwa kluby - forBET Włókniarz i Get Well. Wybór padł na ekipę Marka Cieślaka. Jeśli spojrzymy na wyniki, które osiągają obie drużyny, to można powiedzieć, że zawodnik i jego opiekunowie podjęli właściwą decyzję. - Nie patrzę na to przez pryzmat wyników, które notują teraz torunianie -tłumaczy Robert. - Get Well to profesjonalny klub. Teraz im nie idzie, ale taki jest sport. Ktoś musi przegrać, żeby ktoś mógł wygrać. Poza tym sezon jest długi, więc wiele rzeczy może się jeszcze zmienić. My cieszymy się, że jesteśmy w Częstochowie, bo dobrze się tu czujemy. Tylko tak należy na to patrzeć - podsumowuje Robert Miśkowiak.
ZOBACZ WIDEO Inżynier z F1 pracuje nad sprzęgłem dla Łaguty. Niedługo zacznie nad silnikiem