Warszawskie Boll FIM Warsaw Speedway Grand Prix of Poland jest największe, najdroższe i najważniejsze na świecie. 7 milionów kosztów, 53500 widzów na trybunach, już te dwie liczby pokazują, że inauguracja cyklu w stolicy Polski to największa żużlowa impreza na świecie, otwarcie godne igrzysk, czy mistrzostw świata w piłce nożnej, ale przede wszystkim prawdziwa lokomotywa żużlowego cyrku.
Zacznijmy od wyjaśnienia, dlaczego Grand Prix w Warszawie jest takie drogie. Sprawa jest prosta. Organizatorzy muszą zapłacić za wynajęcie PGE Narodowego na kilka dni (sztuczny tor był gotowy na wtorek, kiedy odbył się oficjalny test – był nim turniej juniorów), muszą też zapłacić duńskiej firmie Speed Sport za przygotowanie nawierzchni. Do tego dochodzą koszty zakupu licencji, opłacenia osób funkcyjnych i lista drobiazgów, których nie ma sensu tutaj wspominać.
Czytaj także: Trener kadry nie jest optymistą. Nie wierzy w dobry wynik Polaków
Należąca do Ole Olsena firma Speed Sport bierze za swoją robotę nieco ponad milion złotych. W 2015 roku, kiedy odbywał się pierwszy turniej w Warszawie, Duńczyk zepsuł sprawę. W następnych latach już jednak nie popełnił błędu. Teraz też wszystko przygotowane jest perfekcyjnie. 4 tysiące ton materiału, który 4 lata temu przypłynął statkiem z Anglii i corocznie składuje się w magazynie na Żeraniu, przemielono, przewietrzono i teraz nadaje się on idealnie do ścigania. Tor, na którym w sobotę będą się ścigać zawodnicy, będzie czerwony, podobny do duńskich. W Polsce podobne zabarwienie ma tylko tor na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu.
ZOBACZ WIDEO Paweł Miesiąc nie ma żadnych kompleksów. Każdy wyścig pokazuje jego karierę
Ekipa Olsena robiąca w tym roku tor na PGE Narodowym to 10 osób plus trochę ciężkiego sprzętu, w tym traktor, ciągnik, równiarka, płyty i walce. Duńczyk ma też specjalny przyrząd, który pozwala mu rozrysować tor przed rozpoczęciem budowy, złapać kąty i określić geometrię idealną do ścigania.
Gdy idzie o bilety, to stan na dzisiaj wynosi 53 tysiące sprzedanych wejściówek. W kasach zostało już tylko 500 biletów. Bez względu na wszystko będzie to największa żużlowa widownia na świecie. Zresztą do Warszawy należy frekwencyjny rekord cyklu. Ktoś powie, że bilety na pierwsze GP w Warszawie sprzedały się w ciągu doby, a teraz potrzeba na to kilku miesięcy. Warto jednak zwrócić uwagę, że Cardiff, gdzie obiekt też jest przygotowany na 50 tysięcy, przychodzi średnio 30 tysięcy. Cardiff City Stadium po latach zaczął świecić tu i ówdzie pustkami, podczas gdy PGE Narodowy co rok jest szczelnie wypełniony.
W tym roku turniej zobaczy nowy prezydent FIM Jorge Viegas. Na własne oczy będzie się on mógł przekonać, na czym polega fenomen żużla w Polsce. Z celebrytów można się też spodziewać odwiedzin pary Agnieszka Radwańska - Dawid Celt. Nieoficjalnie mówi się, że będzie również były kierowca Formuły 1 Mark Webber.
Czytaj także: Gaz w silniku Artioma Łaguty. Ta nowinka może mu dać złoto
Plus zawodów żużlowych na PGE Narodowym jest taki, że na pewno się odbędą, bo stadion ma dach. Rok temu był on otwarty, teraz ma być zamknięty, bo prognozy są niepewne. Mają być 22 stopnie, ale dodatkowo ma być duża wilgotność. Zagrożenie opadami też jest.
Na kibiców i gości specjalnych czeka w sobotę nie tylko wiele żużlowych atrakcji, ale i też tony dobrego jedzenia. Zwłaszcza w strefie VIP, gdzie tradycyjnie będzie około 1,5 tony przystawek, 800 litrów zup, 3 tony dań ciepłych i 15 tysięcy deserów. Przygotowaniem dań zajmie się około 100 kucharzy.