Plusy i minusy weekendu. Stal Gorzów jak śpiąca królewna. Grzech Włókniarza może kosztować ich bonus i play-offy

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak, Anders Thomsen
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak, Anders Thomsen

Michał Gruchalski zdobył 11 punktów i był największą niespodzianką spotkania w Zielonej Górze. Trudno zrozumieć, dlaczego nie pojechał w meczu z Falubazem sześć razy. Słowa uznania należą się Get Well i GKM-owi, a wielki minus dla gorzowskiej Stali.

Rozdawanie plusów za ostatni weekend rozpoczynamy od ekipy Get Well Toruń, która pokonała truly.work Stal i przedłużyła swoje szanse na utrzymanie w PGE Ekstralidze. Duża w tym zasługa Norberta Kościucha, który wkroczył do gry w połowie spotkania i całkowicie odmienił jego losy. - Na pewno pociągnął ten zespół. Po tych wszystkich perturbacjach, z którymi musiał zmagać się od początku sezonu, pokazał wielki charakter i wytrzymał ciśnienie. Oby tak dalej - komentuje Wojciech Dankiewicz, ekspert nSport+.

Za to samo spotkanie wielki minus dla truly.work Stali, która prowadziła w Toruniu różnicą 10 punktów i ostatecznie przegrała. Gorzowianie mogli zrobić wielki krok w kierunku play-off, a przy okazji wysłać Get Well do pierwszej ligi. Wydawało się, że na Motoarenie mieli już wszystko pod kontrolą. - Mam wrażenie, że takie obrazki już w Toruniu widywaliśmy. Takie mecze jak ten w czasami się tam zdarzają. Goście wyglądają dobrze do połowy zawodów, a później coś się zmienia i do głosu dochodzą gospodarze. Dla Stali to nie może być jednak wymówka, bo jej zawodnicy zapadli w bardzo długi sen. To niewiarygodne, że żużlowcy z takimi nazwiskami nie potrafili przez tyle czasu wyciągnąć wniosków i się połapać - zauważa Dankiewicz.

Zobacz także: Marek Cieślak tęskni za Vaculikiem, Rune Holta nieprzygotowany do sezonu

W Toruniu nie najlepiej spisał się Bartosz Zmarzlik, ale za to dzień później w Krsko nasz reprezentant odjechał fenomenalne zawody i wygrał Grand Prix. Jeszcze lepszy weekend ma za sobą Patryk Dudek, który w Słowenii wjechał do finału, a dzień później wywalczył płatny komplet punktów w rywalizacji z forBET Włókniarzem. - A warto dodać, że nie jechał jako prowadzący parę. Jeśli chodzi natomiast o minusy, to Jason Doyle, który ma słabe wejście w cykl Grand Prix. Więcej w Krsko spodziewałem się również po Fredriku Lindgrenie. Widać, że Szwed jest daleki od swojej optymalnej formy. W Zielonej Górze też się męczył. Swoją drogą Doyle również miał problemy w lidze, więc obaj nie mają za sobą udanego weekendu - podkreśla Dankiewicz.

ZOBACZ WIDEO Zeszłoroczny sezon mógł uśpić Włókniarza. Czy należało mocniej powalczyć o Vaculika?

Lindgren rzeczywiście nie popisał się w spotkaniu ze Stelmet Falubazem. Doskonale spisał się natomiast Michał Gruchalski. Junior częstochowian zdobył 11 punktów i był drugim najskuteczniejszym zawodnikiem swojego zespołu. Trudno zrozumieć, dlaczego Gruchalski, który prezentował się w tym spotkaniu zdecydowanie lepiej od Adriana Miedzińskiego, Pawła Przedpełskiego i Mateja Zagara, nie odjechał sześciu wyścigów. Goście zdobyli w Zielonej Górze 41 punktów. Mogli nieco więcej. Oby wybory personalne Marka Cieślaka nie kosztowały ich punktu bonusowego, który może mieć ogromny wpływ na końcowy układ tabeli.

Zobacz także: Siedmiu wspaniałych: dominator Pawlicki! Najmocniejsza siódemka roku!

Ważny punkt zdobył za to MRGARDEN GKM, który jako pierwszy w tym sezonie odebrał punkty Fogo Unii Leszno. - GKM dokonał wielkiej rzeczy. A największej Artiom Łaguta, który znakomicie ścigał się na dystansie. Jego akcja w ostatnim biegu to pewnie wyścig kolejki. Swoją drogą, to pokazuje, jak przewrotny bywa żużel. Jeszcze niedawno Emil Sajfutdinow był na ustach całej żużlowej Polski, bo atakiem po bandzie minął w Częstochowie Jakuba Miśkowiaka na ostatnich metrach. Teraz to on został wyprzedzony - podsumowuje Dankiewicz.

Źródło artykułu: