Po raz pierwszy w tym sezonie częstochowianie dobrze czuli się na własnym obiekcie. Mówił o tym menedżer zespołu, Michał Finfa. Czasy osiągane już podczas próby toru pokrywały się z tymi z treningu. W końcu zatem biało-zieloni wykorzystali atut tego, że jadą u siebie.
Z przygotowaniem toru nie zgadzali się goście, którzy chyba nie spodziewali się, że miejscowi będą tak doskonale spasowani. - Przegraliśmy z lepszą drużyną na takim torze, jaki był. Ten tor od rana był nieregulaminowy, na cztery godziny przed meczem również, a nagle przed zawodami stał się regulaminowy. Pozostało więc tylko przyklasnąć tym, co są za to odpowiedzialni. Markowi Cieślakowi w końcu udało się zrobić tor taki, jaki chciał. Dla nas nie było to komfortowe i dlatego też traciliśmy pozycje. W końcówce zabrakło nam do punktu bonusowego - mówił dość chaotycznie Adam Skórnicki, menedżer przyjezdnych.
Czytaj także: Dawid Borek: Można? Można. Brawo Pawle Przedpełski. Marek Cieślak też wygrał
- Czasami mecze mają status zagrożonych i wówczas tory są odbierane jako regulaminowe. W Częstochowie meczu zagrożonego nie było, a tor cały czas był w trakcie przygotowania. Trudno było nam połapać kąty. Gospodarze mieli jednak nóż na gardle, dlatego pewnie było większe przyzwolenie na to, żeby mogli robić z torem co im się podoba i wykorzystali tę sytuację - kontynuował Adam Skórnicki.
ZOBACZ WIDEO: Żużlowiec Falubazu przeszedł żużlowe piekło. Pojawił się strach przed jazdą
Gospodarze z dużym spokojem podchodzili do tych zarzutów. Według nich wszystko przebiegło regulaminowo. - Tor był gotowy o godzinie 15:20, co jest udokumentowane w protokołach. Sędzia stwierdził, że tor jest regulaminowy. Powiem szczerze, że to chyba zasłona dymna ze strony Falubazu - stwierdził Michał Finfa.
Zobacz także: Sprawdź tabelę i statystyki PGE Ekstraligi