[tag=862]
ForBET Włókniarz Częstochowa[/tag] wrócił do gry. Po trzech porażkach z rzędu ekipa spod Jasnej Góry w końcu wygrała i to z nie byle kim, bo kandydatem do jazdy w finale PGE Ekstraligi - Stelmet Falubazem Zielona Góra. I o ile samo zwycięstwo sensacją nie jest, o tyle wywalczenie przez Lwy punktu bonusowego to już spora niespodzianka.
Bohaterem został nie Leon Madsen, nie Fredrik Lindgren (choć oni na swoich kontach zgromadzili najwięcej punktów), a Paweł Przedpełski. Ten pojechał najlepsze spotkanie w tym sezonie, zdobywając w sumie dziewięć punktów. Zrobił to w naprawdę dobrym stylu, nie było w tym przypadku.
Czytaj także: Kontrowersyjne wykluczenie Gruchalskiego
Torunianin indywidualnie wygrał dwa wyścigi, do tego raz dojechał na 5:1 w parze z Madsenem. Za swoimi plecami zostawił gwiazdy Stelmet Falubazu. Raz Martina Vaculika, dwa razy Patryka Dudka. No, no, panie Pawle. Można skutecznie punktować w PGE Ekstralidze? Można. Czapki z głów. Ciężka praca popłaca.
ZOBACZ WIDEO: Pedersen omal nie staranował Jensena. Jak to ma się do rodzinnej atmosfery w Falubazie?
Nic dziwnego, że w pomeczowym studiu tryskał radością. - Wiadomo, że jak jest ściganie i są punkty, to jest uśmiech na twarzy. Jazda sprawiała mi przyjemność. Fajnie, że w końcu można było się pościgać - powiedział Przedpełski, którego indywidualne zwycięstwo w 14. biegu zapewniło forBET Włókniarzowi meczowe zwycięstwo. Przed zawodami pewnie niewiele osób wierzyłoby w powodzenie takiego scenariusza.
- Każdy ma wpadki. Dla mnie to było jednak trochę dziwne, bo liga szwedzka od początku układała się dobrze, w różnych eliminacjach też jechałem dobrze. W PGE Ekstralidze początek był średni, ale trzy ostatnie mecze mocno mnie dobiły. Wiadomo, że nic nie mobilizuje tak, jak zwycięstwa. Cieszę się, że w końcu mogłem się pościgać - stwierdził Przedpełski w studiu nc+.
Czytaj także: Stal - Get Well. Toruńska drużyna urwała się ze stryczka
W tym spotkaniu triumfował nie tylko Przedpełski. Wygrał też Marek Cieślak, który w przedmeczowym wywiadzie dał do zrozumienia, że z Damiana Dróżdża skorzysta dopiero wtedy, gdy sytuacja będzie dramatyczna. - Jak zaczniemy używać Dróżdża, to będzie znaczyło, że się poddaliśmy. A my się nie poddaliśmy - podkreślał trener forBET Włókniarza i reprezentacji Polski. Jak widać - zaufanie popłaciło.
Pół żartem, pół serio: wspomniany Damian Dróżdż teraz może być straszakiem nie na Pawła Przedpełskiego, a Mateja Zagara. Słoweński komandos w dwumeczu ze Stelmet Falubazem wyglądał dramatycznie.
DUDEK sp.....mecz!