Zmarzlik, Janowski, Dudek. Te trzy nazwiska najczęściej wymieniane były w kontekście szans medalowych Polaków w tegorocznej edycji Grand Prix. Janusz Kołodziej był gdzieś z boku. Bo przecież swoje lata już ma, a w oczach wielu najlepszy okres na międzynarodowe sukcesy ma za sobą. Miał swoją szansę w sezonie 2011, której nie wykorzystał. Później niekoniecznie myślał o powrocie do Grand Prix. Skupiał się głównie na startach w polskiej lidze. Po czasie chęć zawalczenia o coś wielkiego wróciła. I tak, w tym sezonie po siedmiu latach przerwy powrócił do cyklu. Czy ten projekt ma szansę powodzenia? Dziś wiemy już, że tak.
Tarnowianin w sobotę osiągnął swój największy sukces w karierze, nie licząc dziesiątek medali i trofeów zdobytych w Polsce. Zaskoczył wielu, może nawet i samego siebie. Początek sezonu w Grand Prix miał średni. 4 punkty w Warszawie, 7 w Krsko. Widać jednak, że powoli rozkręcał się, przypominał sobie co to znaczy jazda w mistrzostwach świata. Takie zresztą też dopływały głosy z obozu zawodnika. Nikt nie napalał się na wynik. Liczył się progres i coraz lepsza jazda w każdej rundzie.
PGE Ekstraliga. Jack Holder pozbawił Kennetha Bjerre pieniędzy. Adam Krużyński: Było to niesportowe zachowanie. CZYTAJ WIĘCEJ!
Jednak efekt małych kroczków przerósł chyba wszystkich. Kołodziej w Pradze złapał luz, którego mu brakowało. Nie ma wątpliwości, że gdy idzie o umiejętności czysto jeździeckie, to przykrywa on czapką przynajmniej połowę rywali. Wyzwaniem było jednak uwolnienie tego potencjału. Przypilnowanie startu, który w Grand Prix ma niebagatelne znaczenie, dopasowanie sprzętu i mądra jazda na dystansie. W Pradze udało się to wybornie.
Dobry występ Polaka od razu wywindował go na siódme miejsce w klasyfikacji przejściowej. Pierwsze trzy rundy pokazują, że Kołodziej utrzymać się w cyklu może się bez problemu. W każdym razie potencjał jest. Trudno teraz wyrokować, czy mógłby zakręcić się koło medalu, albo powalczyć o TOP 5. Najważniejszą puentą Pragi jest fakt, że na sukcesy Janusza gdzieś dalej niż tylko w Polsce wcale nie jest za późno. To ważne przede wszystkim dla niego samego. Czeska runda pomoże złapać mu większą pewności siebie i luz. Czekamy teraz na szwedzką rundę w Hallstavik. To przecież miejsce, które Polak zna doskonale jeszcze z czasów startów dla miejscowej Rospiggarny.
CZYTAJ TAKŻE: Żużel. GKM - Get Well. Doyle nie dał rady GKM-owi. Świństwo młodego Holdera (relacja)
ZOBACZ WIDEO: Przeszedł na kontrakt zawodowy i zaczął gorzej jeździć. Kopeć-Sobczyński wyjaśnia przyczyny takiej decyzji
Dziwie się wszystkim, że zamiast wspierać naszego zawodnika, nawet dobrym słowem na tym SyF-o Czytaj całość