Jarosław Hampel wciąż szuka optymalnej formy bo sam realnie zdaje sobie sprawę, że nie jest jeszcze w najwyższej dyspozycji, w dużej mierze przez kontuzję, której nabawił się u progu sezonu podczas eliminacji Złotego Kasku w Ostrowie. - Ta kontuzja pokrzyżowała mi mocno plany. Gdy wszyscy dogrywali swoje silniki, poznawali je i dopasowywali ustawienia, ja leczyłem przez pięć tygodni uraz. Teraz próbuję to nadrobić, ale to nie jest taka prosta sprawa - wyjaśnia Hampel.
Dwukrotny indywidualny wicemistrz świata na żużlu w tym sezonie przeszedł sporą rewolucję sprzętową. - Po 15 latach jazdy na sprzęcie od Jana Anderssona, przesiadłem się na bardzo dobre silniki od Ryszarda Kowalskiego. Potrzebuję czasu, żeby te jednostki dostroić do siebie. To nie jest taka prosta sprawa. Przez 15 lat jeździłem na silnikach innego tunera. Teraz wiem jedno - mam bardzo dobre silniki od Ryszarda Kowalskiego, ale muszę się ich nauczyć. To jest zupełnie inna jazda. Inne dopasowywanie, inna charakterystyka pracy silnika. Na ten moment nie potrafię tego zrobić - nie kryje Jarosław Hampel.
Tym większe widzimy teraz znaczenie czasu, jaki Hampel poświęcił na leczenie kontuzjowanej łopatki. - Uciekło mi pięć tygodni, które mogłem poświęcić na testy sprzętu i poznawanie tych silników. To jest zupełnie inna filozofia, której cały czas się uczę. Znalezienie ustawień silników to jedna sprawa, a drugą ważną umiejętnością jest właściwe ich regulowanie podczas trwania meczu. Stąd też zdarzają się wyścigi, które wygrywam, a za chwilę przyjeżdżam ostatni. Wszystkie czynniki trzeba brać pod uwagę. To, kiedy ten tor jest polewany, temperaturę powietrza, bo dzisiaj sprzęt jest bardzo czuły. To jest właśnie bardzo istotny temat, którego nie zdołałem do końca opanować, ponieważ przez pięć tygodni nie jeździłem - dodaje nasz rozmówca.
Zobacz także: Po co te jupitery w środku lata?
Zobacz także: Powiększenia PGE Ekstraligi nie będzie
ZOBACZ WIDEO: Dudek to nie Gollob, a trener mu nie pomaga