- Widać było, że koledzy męczyli się na torze. Próbowali różnych ustawień, dokonywali sporych korekt, ale finalnie nie dało to żadnego efektu. Czasami gdy coś ci nie pasuje, to trudno coś z tym zrobić - stwierdza po wysokiej porażce truly.work Stali Gorzów w wyjazdowej konfrontacji z Betard Spartą Wrocław Bartosz Zmarzlik, w rozmowie ze speedwayekstraliga.pl,
Wicemistrz świata tylko w swoim pierwszym starcie musiał oglądać plecy rywala (pokonał go Maciej Janowski). Później Bartosz Zmarzlik był już nie do złapania. Wygrał pięć kolejnych wyścigów, kończąc zawody na Stadionie Olimpijskim z imponującym dorobkiem 17 punktów (w sześciu biegach).
Zobacz także: Żużel. Fakty i liczby. Pokonać Fogo Unię podwójnie to sztuka. Pawlicki z dorobkiem 600 biegów w PGE Ekstralidze
I choć nie wskazuje na to jego końcowy wynik, potyczka w stolicy Dolnego Śląska nie była dla niego jak bułka z masłem. - Dopiero w swoim trzecim starcie czułem się odpowiednio szybki i spasowany. Wcześniej tego brakowało - zdradza uczestnik cyklu Grand Prix.
Nie trzeba być wybitnym matematykiem, by zauważyć, że Zmarzlik w pojedynkę zgromadził ponad połowę punktów całej truly.work Stali Gorzów we Wrocławiu. To tylko świadczy o tym, jak ogromne problemy mieli jego koledzy w skutecznej jeździe na Stadionie Olimpijskim.
Zobacz także: PGE Ekstraliga. Zagubiony Rafał Karczmarz. Wie, co zawodzi
- Udało mi się osiągnąć niezły indywidualny rezultat, ale to sport drużynowy, a tu nie powiodło się nam zbyt dobrze. W najbliższych dniach musimy spotkać się kilka razy, żeby podpowiedzieć sobie pewne rzeczy. W spotkaniu z Betard Spartą też próbowałem podpowiedzieć kolegom, jak się spasować, ale to niestety nie jest takie proste. Niestety, ostatecznie zawsze trzeba ustawienia dopasować pod siebie - mówi Zmarzlik.
ZOBACZ WIDEO: Zmarzlik nie pamięta, kiedy jechał w takim upale. Zobacz skrót meczu Betard Sparta Wrocław - truly.work Stal Gorzów
Szacun!