[b]
One Sport: Jak ocenia pan swój pierwszy rok startów w cyklu SEC?[/b]
Mikkel Michelsen: Myślę, że to był udany debiut, tym bardziej, że na początku nie mogłem jeździć na sto procent, z powodu wcześniejszej kontuzji ramienia. Jestem zadowolony, bo udało mi się skończyć cykl w czołowej piątce i nie musiałem kwalifikować się do tegorocznej edycji. To zawsze jest korzystne dla zawodnika, ale nie ukrywam, że po ostatniej rundzie w Chorzowie byłem trochę rozczarowany. Jechałem tam bardzo dobre zawody, ale odpadłem w barażu i nie udało mi się wjechać do finału. To prawdopodobnie kosztowało mnie stratę brązowego medalu.
Do podium zabrakło panu tylko jednego punktu. Jak pan na to zareagował?
Po moim ostatnim biegu byłem mocno sfrustrowany. Wiedziałem, że jestem blisko medalu i potrzebuję już naprawdę niewiele, żeby go zdobyć, ale niestety się nie udało. Wtedy byłem zły, ale dzisiaj minęło już trochę czasu i mogę być zadowolony ze swojego osiągnięcia.
Zastanawiał się pan, dlaczego nie udało się zdobyć medalu?
Dziesięć dni przed startem pierwszej rundy w Gnieźnie zwichnąłem ramię i nie byłem pewny, czy w ogóle będę w stanie pojechać w tych zawodach. Po treningu zaczęliśmy już nawet rozmawiać z moim teamem, że lepiej będzie chyba odpuścić, ponieważ odczuwałem zbyt duży ból. Ostatecznie dałem radę wystartować. Zdobyłem dziewięć punktów i wjechałem do finału, więc było całkiem dobrze. Oczywiście to nie jest żadna wymówka, ale ta kontuzja mogła mieć jakiś wpływ.
ZOBACZ WIDEO: Wyjazdowa niemoc w końcu przełamana. Zobacz skrót meczu Get Well Toruń - MRGARDEN GKM Grudziądz
Coś jeszcze?
Przez cały sezon jeździłem naprawdę nieźle, ale nieco słabiej poszło mi w Daugavpils, co prawdopodobnie też pozbawiło mnie szansy, żeby wygrać coś na koniec sezonu. Nigdy nie byłem zbyt dobry na tym torze. To zdradliwy owal, ale nie zamierzam się tym usprawiedliwiać. Wina leży całkowicie po mojej stronie. Motocykle miałem świetnie przygotowane, tylko ja nie potrafiłem jechać na wystarczająco dobrym poziomie.
Jakie ma pan wrażenia po debiutanckim sezonie w SEC?
Myślę, że to jest fajna alternatywa dla cyklu Grand Prix. Oczywiście moim głównym celem jest, żeby się tam zakwalifikować, zresztą podejrzewam, że wielu zawodników podchodzi do tego w taki sposób, ale pierwsze wrażenia związane z mistrzostwami Europy są bardzo pozytywne. Stoi za tym zgrana grupa ludzi z One Sportu, która zmierza we właściwym kierunku i ma pomysł, jak rozwijać ten cykl. Było to widać zwłaszcza podczas ostatnich zawodów w Chorzowie.
To było niesamowite wydarzenie, coś wyjątkowego dla zawodników i kibiców. Czasami nawet najmniejsze rzeczy robią świetną robotę i sprawiają, że cały ten klimat i otoczka stają się dużo lepsze. Mam na myśli na przykład wygodne szatnie czy miły personel. Każdy zawodnik ma wystarczająco dużo miejsca. Spoglądam na to wszystko z naprawdę wielkim optymizmem.
Czego się pan nauczył dzięki startom w SEC?
Za każdym razem na starcie staje szesnastu dobrych zawodników, więc jeżeli jesteś w stanie osiągać tu dobre wyniki, to zyskujesz znacznie większą pewność siebie. Od samego początku czuję się bardzo komfortowo w tym cyklu. Mam wrażenie, że to pomaga mi stawać się lepszym zawodnikiem i radzić sobie z presją. Nauczyłem się wielu rzeczy, które mogę wykorzystać nie tylko tutaj, ale ogólnie w żużlu.
Na podstawie tego co pan mówi wnioskuję, że warto jest być częścią takiego cyklu.
Oczywiście, to jest bardzo pomocne. Myślę, że to odpowiednie miejsce, żeby pokazać dobrą formę i zaprezentować skuteczną jazdę. Najlepiej jest połączyć to z dobrymi wynikami w polskiej lidze, bo wszyscy na to patrzą. Jeżeli radzisz sobie na tych frontach, to ludzie zaczynają otwierać oczy. Tak jak powiedziałem, moim głównym celem jest awans do Grand Prix. To nie musi być koniecznie w tym roku, choć pojadę w Challenge'u i mam wielką szansę, ale będę bardzo szczęśliwy, jeżeli najpierw uda mi się wygrać mistrzostwa Europy.
W tym roku będzie pan celował w złoto?
Ostatnio skończyłem na czwartym miejscu, więc teraz chciałbym przede wszystkim stanąć na podium. Oczywiście na każde zawody będę jechał z myślą, żeby je wygrać, ale czasami mogą pojawić się inni zawodnicy, którzy okażą się lepsi. Jeżeli wskoczę na podium, to będę bardzo szczęśliwy. Jeżeli zdołam się tylko utrzymać, to też jakoś to zaakceptuje, ale wszystko poza tym potraktuję jako spore rozczarowanie.
Myśli pan, że drugi sezon w SEC może być dla pana trudniejszy?
Jeżeli spojrzymy na obsadę, to wydaje mi się, że jest trochę silniejsza, niż w zeszłym roku. W stawce znajduje wielu dobrych zawodników. Od początku trzeba być w formie i utrzymywać ją przez cały cykl, bo jedna słabsza runda może zniweczyć całą pracą i odebrać szansę na zwycięstwo.
Mam wrażenie, że pana kariera nabiera rozpędu. W SEC-u zamierza pan walczyć o najwyższe pozycje, aspiruje pan do Grand Prix, a poza tym wrócił pan do polskiej PGE Ekstraligi i jest tam jednym z najlepszych zawodników. Powoli puka pan do światowej czołówki. Z czego to wynika?
Zadecydowało o tym wiele czynników. Kiedy podpisałem kontrakt w Lesznie w 2013 roku to od razu awansowałem do ekstraligi, a nie miałem przecież żadnego doświadczenia w polskiej lidze. Podejrzewam, że to było dla mnie zbyt wcześnie. Wtedy miałem jeszcze na głowie szkołę i chciałem ją skończyć, więc pasowało mi, że na początku nie musiałem ścigać się w Polsce każdego tygodnia.
Po dwóch latach w Lesznie poszedłem do Ostrowa, który jeździł wtedy w pierwszej lidze. Zaliczyłem bardzo dobry sezon, więc od razu wróciłem do ekstraligi. Wydawało mi się, że jestem już na to gotowy, ale w Tarnowie odjechałem bardzo słaby sezon. Potem usiedliśmy z moimi mechanikami, trochę porozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że potrzebujemy dwóch lat w pierwszej lidze, żeby zbudować wszystko od podstaw.
Co to znaczy?
Chciałem być gotowy pod względem sprzętowym i teamowym. Musiałem stać się silniejszy od strony mentalnej. Wiedziałem, że trzeba nadać temu wszystkiemu jakiś konkretny kształt. W tym czasie ciężko pracowałem, żeby stać się lepszym zawodnikiem.
Jak to wyglądało?
Zainwestowałem sporo pieniędzy w mój sprzęt, silniki i sprawy teamowe. Zatrudniłem nowych mechaników. Teraz mam dwóch bardzo dobrych fachowców. Nie ma skutecznej jazdy bez sprawnie działających ludzi w parku maszyn. Oni wykonują świetną robotę. Nigdy nie narzekają, nawet jak mamy trudniejsze chwile. Zawsze starają się zrobić wszystko, żebym mógł ścigać się na jak najwyższym poziomie.
Myślę, że to jest jedna z najważniejszych rzeczy, że mam obok siebie tak solidny team. Dzięki temu czuję się bardzo komfortowo. Nie muszę się stresować. Jestem pewien, że chłopcy wiedzą, co mają robić, więc ja mogę koncentrować się na ściganiu.
Czytaj także:
Żużel. "Dzika karta" dla Przedpełskiego to nagroda za eliminacje. "Gdybym był niżej, nie byłbym brany pod uwagę"
SEC. Nicki Pedersen: Wszystko jest możliwe