Żużel. Ostafiński z Hynkiem biorą się za łby. Jeden polski junior out. Świetne, ale czy mamy ośmiu Jeppesenów

WP SportoweFakty / Jakub Barański. / Na zdjęciu: Jonas Jeppesen.
WP SportoweFakty / Jakub Barański. / Na zdjęciu: Jonas Jeppesen.

Dariusz Ostafiński i Kamil Hynek, redaktorzy WP SportoweFakty, dyskutują o pomyśle Marcina Kuźbickiego z Eleven Sports, by znieść obowiązek jazdy dwóch polskich juniorów. - Gdyby to wprowadzić, nie byłoby Liszki, Bartkowiaka - zauważa Ostafiński.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Marcin Kuźbicki z Eleven Sports był gościem loży dziennikarskiej ostatniego Magazynu Bez Hamulców. Narobił trochę zamieszania, kiedy stwierdził, że z regulaminu usunąłby zapis o konieczności startów dwóch polskich juniorów. Jeden wystarczy?

Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Zacznijmy od tego, że ryba psuje się od głowy. Nie mielibyśmy tej dyskusji, gdyby obecne egzaminy na certyfikat były bardziej restrykcyjne. Czuję, że nawet Leszek Blanik po tygodniu treningu z Zenonem Plechem, przeszedłby go pozytywnie.

Ostafiński: Blanik, mówisz.

Hynek: Jesteśmy hodowcami juniorów na sztukę. Oglądając DMPJ, łapię się za głowę, widząc, jaki poziom reprezentują niektórzy zawodnicy. Zgadzam się, że trzeba coś z tym zrobić. Kuźbicki ma poniekąd rację. Tak jak powiedział w programie, dobry junior rzeczywiście obroni się i poradzi sobie sam. Boję się jednak, że z drugiej strony ten jego pomysł zniechęci potencjalnych żużlowców do zapisania się do szkółek. Nie ma złotego środka.

ZOBACZ WIDEO: Polscy juniorzy za ten pomysł go nie pokochają

Czytaj także: Ostafiński z Galewskim biorą się za łby. Deficyt seniorów zagraża najlepszej lidze świata

Ostafiński: Gdyby wprowadzić przepis Marcina, to w ciemno stawiam, że taki Przemek Liszka, a to nim się ostatnio zachwycamy, nie dostałby szansy. Mateusza Bartkowiaka zobaczylibyśmy za 2-3 lata, albo wcale. Absolutnie nie krytykuję, tego, co powiedział Marcin, bo to, wprowadzenie młodych stranieri, w sposób oczywisty podniosłoby atrakcyjność ligi. Pozostaje pytanie, czy lepiej dążyć do absolutnej perfekcji, czy też skazać się na kilka biegów ze słabszą obsadą, by chociaż mieć wrażenie, że dba się o przyszłość. Pytanie, co wolą kibice? Naszych czy zagranicznych?

Hynek: Sam po sobie wiem, i zawsze to podkreślałem, że nic tak nie cieszy oka, jak jazda i obserwowanie rozwoju własnego wychowanka. Co roku niczym bumerang wracają podobne dywagacje, że za rok to już na pewno braknie dobrych, polskich młodzieżowców, że nie będzie komu jeździć itd. I okazuje się, że jednak wyłania się ktoś nowy i z tym naszym polskim żużlem nie jest tak źle. Liszka, o którym wspomniałeś, jest tego doskonałym przykładem.

Ostafiński: Kontynuuj.

Hynek: Choć zgadzam się, że dysproporcje są ogromne i w sporej liczbie spotkań wynik biegu juniorskiego można w ciemno obstawiać jeszcze przed zawodami. Z drugiej strony Kuźbicki podał przykład Jeppesena. Czy tych świetnie rokujących młodych obcokrajowców jest znowu aż taki wielu? Trzeba by ich znaleźć ośmiu. W finałach IMŚJ poziom nie powala na kolana, pierwszy finał w Lublinie raczej nie stał na wysokim poziomie, a do tego połowę czołówki stanowią biało-czerwoni.

Ostafiński: Nie wiem, nie liczyłem, ilu jest Jeppesenów. Według mnie furtką dla tych zawodników są numery 8 i 16. Na ten moment wystarczy. Powiem szczerze, że ja bym wszystko zostawił, tak jak jest, bo nie mam stuprocentowego przekonania, że trzeba wdrożyć pomysł Marcina. Natomiast chętnie posłuchałbym szerszej dyskusji trenerów, działaczy czy ekspertów na ten temat. Zresztą nie tylko na ten. Bo jeśli jeden polski junior, to może wtedy numery 8 i 16 dla Polaka do lat 23. O tym, czy ma być dwóch polskich seniorów w składzie, też bym rozmawiał. Inna sprawa, że za rok wpadnie kilku ciekawych juniorów na rynek, więc jakoś te luki zostaną załatane.

Hynek: Nad tym obowiązkiem posiadania w składzie dwóch polskich seniorów pochyliłbym się mocniej. Mam wrażenie, że zawodnicy z naszego kraju mocno w ostatnich latach wykorzystują ten przepis i polskie kluby muszą nieraz przepłacić takiego delikwenta, żeby sklecić siódemkę. Z drugiej strony, gdybyśmy pomajstrowali przy tym, być może nie przekonalibyśmy się jaki ekstraligowy potencjał drzemie choćby w Pawle Miesiącu, ponieważ pewnie nikt by mu nie zaufał i byłby schowany w zamrażarce. Tkwimy trochę w błędnym kole.

Ostafiński: Przeciągamy krótką kołdrę. Próbując rozwiązać jeden problem, tworzymy kolejny. Dlatego wcześniej napisałem, że dobrze jest, jak jest. Może zmiana zaproponowana przez Marcina sprawdziłaby się w większej, 10-zespołowej Ekstralidze? Więcej miejsca, Jeppesenów nie tak dużo, więc pewnie nikt by nie stracił. Jednak dyskusja o 10 drużynach została odłożona na rok 2022. O KSM także już zapomniano. I dobrze, bo teraz KSM byłby przepisem wymierzonym w Unię Leszno.

Ostafiński: I może tu taka dygresja, że chyba za dużo kombinujemy. Pojawia się coś, co nas gryzie i od razu szukamy sposobu, jak to rozwiązać. A może trzeba poczekać, bo samo się rozwiąże.

Hynek: KSM-owi od razu mówię stanowcze nie. Masz pieniądze, jesteś wypłacalny, rób sobie dream team i ściągnij nawet dziesięć gwiazd.

Ostafiński: Dobrze i mocno powiedziane.

Hynek: Dziesięć zespołów w PGE Ekstralidze też nie jest najlepszym pomysłem. W moim odczuciu nie ma tylu dobrych zawodników, aby obdzielić aż 10-drużynową elitę. Jak sama nazwa wskazuje, to najlepsza liga świata, więc nie idźmy w ilość, tylko jakość. Obecne rozwiązania rzeczywiście może nie są idealne, ale chyba uszczęśliwianie na siłę nie przyniosło jeszcze nikomu korzyści. Tak jest w każdej dyscyplinie sportu. Zawsze znajdziemy jakiś kruczek, żeby się doczepić. Tak jak powiedziałeś w ostatnim Magazynie Bez Hamulców, jesteśmy trochę narodem kombinatorów. Czasami jak chcesz dokręcić śrubę, można przekręcić gwint. Także mimo wszystko wstrzymałbym się z podobnymi propozycjami.

Ostafiński: No dobrze, ale Wandę byś chyba wyrzucił z ligi. Prezes Paweł Sadzikowski już nie tylko nie płaci swoich rachunków, ale wystawia je kolejnym rywalom. Każdy na 100 tysięcy złotych. To chore.

Hynek: Zastanawiam się, czy Wanda nie uczestniczy w jakimś projekcie. Nadszarpuje budżety innych klubów dla wyrównania szans w kolejnych rozgrywkach. A tak serio, to widząc skład krakowian na mecz z Opolem, na miejscu prezesa Sawickiego mocno bym się zagotował. Zastanawiałem się, czy jeszcze się śmiać, czy już płakać. To był kryminał w czystej postaci.

Czytaj także: Wanda kulą u nogi. Prezes Kolejarza mówi, że krakowski klub powinien się wycofać z ligi

Hynek: Współczuje trenerowi Staszkowi Burzy, bo to sympatyczny gość, który staje na głowie, aby powiązać tam koniec z końcem. Nie spodziewał się, że jest tam aż takie dziadostwo i chyba już tylko jemu zależy, żeby Wanda dojechała do końca sezonu. Nie chciałbym, żeby to on w Krakowie zgasił światło. Mam nadzieję, że zgłosi się po niego jakiś inny klub. Ponoć w Poznaniu ma być niedługo jakiś wakat na stanowisku menedżera.

Hynek: Inna sprawa, że nie wiem, jak to się stało, że Wanda otrzymała licencję nadzorowaną.

Ostafiński: Dostała z dobroci serca. Związek raczej stara się pomagać klubom, wiedząc, że mapa żużla kiepsko wygląda. Problem w tym, że kolejny klub to wykorzystuje. Szkoda. A tak w ogóle, to za rok może być 5 drużyn w drugiej lidze. To będzie absolutny dramat.

Hynek: No i tutaj warto byłoby się zastanowić, czy nie zmienić systemu rozgrywek. Zrobić podwójny mecz i rewanż. Zamiast ośmiu spotkań byłoby szesnaście.

Ostafiński: Myślę, że w GKSŻ już mogą o tym dyskutować.

Źródło artykułu: