Operacja Togliatti rozpoczęta. Po finale IMP w Lesznie załadowano osiem motocykli i sprzęt kadrowiczów na dwa samochody. Po chwili oba ruszyły w kierunku Warszawy, do urzędu celnego. Stamtąd, przez Łotwę, mają one jechać do Togliatti. Trasa jest dłuższa niż przez Ukrainę, ale nikt nie chciał ryzykować. Na wschodzie Ukrainy trwa wojna.
Dodajmy, że BSI, organizator Speedway of Nations, proponował przewóz motocykli (miały one wyjechać 10 lipca z Torunia), ale polski związek nie przystał na propozycję. Po pierwsze ze względu na finały PGE IMME oraz IMP. Po drugie nie było opcji, by tamtym transportem zabrać aż osiem motocykli. - Musimy mieć tyle, bo zabieramy do Togliatti także Patryka Dudka i Bartosza Smektałę, a każdy z nich bierze po jednym motocyklu - wyjaśnia Piotr Szymański, przewodniczący GKSŻ.
Czytaj także: Ostafiński kontra Czosnyka o problemach Unii Tarnów. Kto z kim musi wypić
Patryk Dudek i Bartosz Smektała jadą dodatkowo, bo w składzie zgłoszonym na finał są Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski i Maksym Drabik (więcej pisaliśmy o tym TUTAJ). - Nie możemy jednak jechać w trójkę, bo jak ktoś zachoruje, coś się stanie, to będzie kłopot. Zresztą my lecimy już w czwartek, żeby uniknąć niespodzianek. Będziemy na miejscu dzień prędzej, ale lepsze to, niż wylot w piątek i nerwy w razie jakichś komplikacji - dodaje Szymański.
Samochody ze sprzętem powinny dotrzeć na miejsce najpóźniej w czwartek. Zawodnicy będą na miejscu tego samego dnia. Wylatują w czwartek przed 13.00 z Warszawy do Moskwy. Stamtąd lecą do Samary. Ostatni etap podróży to godzinny przejazd autobusem z Samary do Togliatti. Około 21.00 drużyna powinna być na miejscu.
W sobotę rano reprezentanci Polski wezmą udział w treningu. Tego samego dnia mamy pierwszy dzień finału. Drugi jest w niedzielę. Powrót naszej ekipy z Togliatti do kraju jest zaplanowany na wtorek. - Poniedziałek jest dniem rezerwowym. Na ten dzień mogą być przeniesione zawody, gdyby coś się stało. Z tego powodu ustawiliśmy datę wyjazdu na wtorek - wyjaśnia Szymański.
ZOBACZ WIDEO Anita Mazur: Żużlowcy dostają wiadomości, gdzie są wyzywani. To przykre