Zacznę od tego, że nic nie mam do zawodów Speedway of Nations. Idea całkiem ciekawa, wykonanie może trochę słabsze. No bo jak to jest, że w sobotę i niedzielę żużlowcy pojadą aż 42 biegi "rundy zasadniczej", a na koniec i tak o wszystkim zdecyduje jeden wyścig. Trochę to niesprawiedliwe. Nie twierdzę, że nie atrakcyjne. Zastanawiam się jednak, czy w innych dyscyplinach też mamy podobne "kwiatki".
Ale nie o tym chciałem dziś napisać. SoN niech sobie będzie jaki jest. Jedni mogą te zawody lubić bardziej, inni nieco mniej. Mi z kolei w żużlowym kalendarzu bardzo brakuje Drużynowego Pucharu Świata. I myślę, że nie tylko mi. Podpytałem tu i ówdzie, wymieniłem wiadomości z redakcyjnymi kolegami i już wiem, że nie jestem w swojej opinii odosobniony.
DPŚ to był taki punkt w kalendarzu, na który zawsze się czekało. Szkoda, że żużlowi decydenci zostali grabarzem tej imprezy. I wcale tą decyzją nie zaszkodzili najbardziej nam - Polakom. Cierpi na tym przede wszystkim cała dyscyplina, której brakuje poważnego produktu. Sztucznie mydlimy sobie oczy, że żużel w innych krajach ma się dobrze. Że Szwedzi czy Australijczycy jak równi z równym mogą powalczyć z Polakami w tegorocznej odsłonie SoN. A gdyby spojrzeć na to nieco szerzej, odrobinę głębiej, to widzimy kiełkujące zgliszcza.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Cegielski: Namawiam Golloba, żeby został szefem związku zawodowego żużlowców
Piłkarze nożni, siatkarze, czy nawet skoczkowie narciarscy mają swoje drużynowe mistrzostwa świata (w różnym nazewnictwie rzecz jasna). Nawet, jeśli ktoś przesadnie nie interesuję się którąś dyscypliną, to i tak sama nazwa i ranga zawodów przyciąga uwagę. Tymczasem w żużlu postanowiono od tego odejść. Poszliśmy na łatwiznę. Poza wszystkim mam wrażenie, że zabrakło refleksji, dlaczego formuła DPŚ - zdaniem żużlowych decydentów - wypaliła się.
Szkoda, że panowie z FIM czy innego BSI nie zrobili rachunku sumienia i nie zastanowili się, dlaczego z Drużynowym Pucharem Świata był taki problem. Rozumiem, że wszystkich męczyła dominacja Polaków, ale wystarczyło przestać organizować finały w naszym kraju, a dać szanse innym. Być może wtedy też reprezentacja Cieślaka utrzymałaby dominację, ale na pewno szanse nieco bardziej by się wyrównały. Z tą uwagą, że finał organizowany nie w jakimś kurniku w Vojens, a na porządnym i reprezentatywnym stadionie.
Swoją drogą zdaje się, że DPŚ długo nie wróci do żużlowego kalendarza. To poważny błąd. Tak czy siak, w sobotę i niedzielę trzymam kciuki za polską husarię. Łatwo nie będzie. Liczę na wyścig finałowy Polska - Rosja. Iskrzyłoby i to mocno.