Początek zawodów we Wrocławiu w wykonaniu Janusza Kołodzieja był niezwykle obiecujący. Reprezentant Polski dysponował świetną prędkością na trasie, co skutkowało zdobyciem 13 punktów w fazie zasadniczej, w której był najlepszy wspólnie z Emilem Sajfutdinowem.
Ostatecznie Kołodzieja nie obejrzeliśmy jednak na podium, po tym jak w wielkim finale dojechał do mety na czwartym miejscu.
Czytaj także: We Wrocławiu było mnóstwo ścieżek do jazdy
- Albo jechałem źle, bo nie miałem koncepcji po tym jak tor się zmienił w końcówce zawodów, albo sam nie wiem. Na gorąco ciężko to określić. Muszę usiąść spokojnie i przeanalizować wszystko. Jechałem torami, które uważałem, że są niezłe, a Leon Madsen mnie dochodził. Gdy zmieniłem tor jazdy, to mnie wyprzedził i odjechał - powiedział po zawodach polski żużlowiec.
ZOBACZ WIDEO Stal Gorzów nie przystąpiła do licytacji. Groziło jej nawet bankructwo
Kołodziej uważa, że już w biegu półfinałowym nie był tak szybki, jak we wcześniejszej fazie zawodów. Polak musiał do ostatnich metrów drżeć przed atakami Macieja Janowskiego. - Już w półfinale zauważyłem, że było mi ciężko. Pomimo że byłem drugi, to nie miałem tej prędkości co wcześniej. W finale całkiem ją straciłem - dodał.
Pozytywne dla Kołodzieja jest to, że zawody na Stadionie Olimpijskim zakończył z 15 punktami na koncie. Dzięki temu podskoczył w klasyfikacji generalnej Speedway Grand Prix na 7. miejsce. - Z punktów mogę być zadowolony, bo kilka udało się uzbierać. Szkoda ostatniego biegu, ale w tym wszystkim trzeba być zadowolonym z tej zdobyczy - stwierdził.
Czytaj także: Gollob natchnął Zmarzlika przed Grand Prix
Co najważniejsze, kibice w sobotę zobaczyli we Wrocławiu sporo kapitalnego ścigania. Po raz pierwszy w tym sezonie. - Wydaje mi się, że zawodnikom też się to podoba. Fajnie, że było tyle ścigania i coś się działo. Chyba coś się zmieniło, bo we wcześniejszych latach we Wrocławiu ciężko było o jakąkolwiek walkę. Te zawody pokazały, że z tego toru można coś wyciągnąć - podsumował reprezentant Polski.