"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Byłam naocznym świadkiem sobotniej super imprezy jaką okazało się Grand Prix na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Jestem wprost zauroczona i zachwycona tym co zobaczyłam. Chylę czoła, czapki z głów. Na usta cisną się same pozytywne epitety. Nie tylko aspekt sportowy mam tutaj na myśli. Cała otoczka i oprawa skradła moje serce w całości. Nie jest to tylko moja prywata, ponieważ udało mi się spotkać wielu znajomych, którzy podzielają tę opinię.
CZYTAJ TAKŻE: Fatalne sędziowanie w Lublinie. Sędzia Sasień pomylił się kilka razy
Oprócz tego, że czuło się iż mamy do czynienia z prawdziwym żużlowym świętem, urzekła mnie luźna atmosfera, która przypominająca piknik rodzinny. Pogoda jak na zamówienie. Wiele atrakcji towarzyszących, biegające dzieci, mnóstwo porozkładanych koców, zabawa, no i ta wisienka na torcie w postaci doskonałego ścigania oraz wygranej reprezentanta biało-czerwonych Bartosza Zmarzlika. Poza tym Janusz Kołodziej w finale, gospodarz - Maciej Janowski ocierający się o niego. Czego chcieć więcej? Nie mam wątpliwości, że każdy znalazł tam coś dla siebie.
ZOBACZ WIDEO Kolejka po Jasona Doyle'a. Motor zapowiada, że też złoży mu ofertę
Punktem kulminacyjnym były zawody, których tak bardzo się obawialiśmy. Poprzednie turnieje niczym szczególnym nas nie ujęły. Phil Morris i jego ekipa po prostu psuła nam radość z obserwowania wyścigów, w których pod taśmą staje czołówka światowa. Z toru wiało nudą.
Zaczynaliśmy powątpiewać, czy uda się jeszcze tegoroczne zmagania uratować. Bo i efektowna do tej pory Warszawa niczym szczególnym nie zachwyciła. Nowa wrocławska arena od jakiegoś czasu jest uznawana za tor, na którym w PGE Ekstralidze najwięcej się dzieje. Sporo osób jechało z nadzieją, że jak tam nie obejrzymy wielu mijanek, to już raczej nigdzie i trzeba będzie się z tym pogodzić.
Chodzą słuchy, że Morris zmiękł. Dał wolną rękę organizatorom zawodów, a więc Polakom. Oni ponoć najwięcej mieli do gadania w kwestii przygotowania nawierzchni na sobotni turniej. Może da to Brytyjczykowi i jego ekipie do myślenia. Że warto iść na ustępstwa dla swojego i przede wszystkim kibiców dobra. Myślę, że on sam jednak przejrzy na oczy. W końcu zobaczył jak ma powinien wyglądać turniej Grand Prix.
Miejmy nadzieję, że Morris wyciągnie wnioski i ostatnimi pięcioma odsłonami jakie zostały do końca tegorocznych zmagań o koronę mistrza świata zmaże nieco niekorzystny obraz i zamknie usta krytykom. Morris musi zdawać sobie sprawę, że znajduje się na cenzurowanym, po jego stronie jest więcej minusów niż plusów. I teraz zestawmy to z Wrocławiem. Tutaj nie ma do czego się przyczepić. Jedyny minus jaki dostrzegam, to taki, że zabrakło biletów.
Wrocław odniósł wielki sukces i zrobił sobie najlepszą możliwą reklamę. Widać, że to miasto potrzebowało takiego kopa i powrotu do przeszłości. Obawiam się, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, że ci fani, którzy w tym roku nie zdecydowali wybrać do Wrocławia, a obejrzeli zawody w telewizji, w przyszłym już nie przepuszczą takiej szansy. A to oznacza jedno. Padną serwery, znów zapotrzebowanie na wejściówki będzie większe niż miejsc na trybunach i koronie.
Warto zauważyć jak Wrocław wytrzymał ten głód żużla na najwyższym światowym poziomie. Przecież stosunkowo niedawno nowy Olimpijski był przebudowywany. Drużyna liga jeździła na "wygnaniu". Tułała się po Poznaniu i Częstochowie. To pokazuje, że warto być cierpliwym.
Utrzymując starą infrastrukturę zrobiono bardzo ładną trybunę, mającą fajne nachylenie. Obiekt prezentuje się godnie. Widać, że władz miasta są bardzo przychylne sportowi żużlowemu.
Na koniec słówko o bohaterach. Wygrana Zmarzlika doskonale spięła klamrą triumf Tomasza Golloba dokładnie dwadzieścia lat wcześniej. Spektakularną akcję na ostatnim łuku i atak na Szweda Jimmy'ego Nilsena wspominamy z rozrzewnieniem do dzisiaj. Wejście na najwyższy stopień podium przez Bartka niesie za sobą pewną symbolikę. Mistrza i bez przerwy radzącego się porad od Golloba ucznia. Zmarzlik jako ten namaszczony przez Golloba następca może w tym roku zostać trzecim w historii polskiego speedway'a mistrzem świata. Jest na dobrym kursie.
CZYTAJ TAKŻE: Kasprzak rozgląda się za nowym klubem. Komu w niedzielę udowodni przydatność?
PS.
Chciałam pogratulować niedzielnej wygranej nad mistrzem Polski z Leszna prezesowi truly.work Stali Gorzów Ireneuszowi Maciejowi Zmorze. Choć jego nowy nabytek -Frederik Jakobsen drużyny nie zbawił, to jednak odrodzenie Krzysztofa Kasprzaka i wygrana nad niepokonaną Fogo Unią budzi szacunek.
Prezes odniósł się w magazynie "Bez Hamulców" do mojego ostatniego felietonu, ale zrozumiał go dość opacznie. Nie chodziło mi o to, że nie należy działać. Owszem, trzeba coś robić, poprawiać, ale akurat w końcówce sezonu nie przyniesie, to wielkich skutków. Pokonanie leszczynian ma jednak swoją wymowę i za to kłaniam się w pas.