Tai Woffinden nie będzie najlepiej wspominać piątkowego finału PGE Ekstraligi na Stadionie Olimpijskim. Brytyjczyk miał spore nadzieje, że poprowadzi Betard Spartę Wrocław do sukcesu i zdobędzie z nią upragniony tytuł Drużynowego Mistrza Polski.
Po piątkowym spotkaniu realizacja tego zadania nie jest niemożliwa, ale jest mocno utrudniona. Wrocławianie przegrali na własnym torze 43:47, a Woffinden zdobył tylko 5 punktów. Po zakończeniu zawodów aktualny mistrz świata przeprosił za tak słaby występ (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Betard Sparta zniszczyła widowisko
W obronę swojego zawodnika wziął za to Dariusz Śledź. Menedżer Betard Sparty słabą jazdę Woffindena wytłumaczył problemami sprzętowymi. - To jest żużel. Takie dni się zdarzają. Ten silnik nie zadziałał i tyle. Na pewno liczyliśmy na więcej z jego strony, ale też nie możemy obwiniać Taia. Liczę, że w następnym meczu Tai odda nam to z nawiązką i powalczymy jeszcze - powiedział nam Śledź.
ZOBACZ WIDEO Dyrektor Sparty wyjaśnia: Czepiają się nas o tor, ale nie robimy nic złego
Nagła metamorfoza Woffindena mogła jednak zaskakiwać kibiców, bo jeszcze w ubiegłą niedzielę odegrał on pierwszoplanową rolę w meczu półfinałowym ze Stelmet Falubazem Zielona Góra i był poza zasięgiem rywali.
Czytaj także: Krytyczne komentarze, co do stanu toru we Wrocławiu
- Tai jechał na tym samym silniku, co podczas półfinału ze Stelmet Falubazem. To są maszyny. Nie wszystko można przewidzieć. Może ta maszyneria żużlowa nie jest zbyt skomplikowana, ale jednak bardzo czuła na różne zmiany i najdrobniejsze defekty. Nie ustalimy, co tam się stało w silniku i nie rozwiążemy tego problemu na ten moment. Jednak gdy Tai zmienił maszynę, widzieliśmy od razu innego zawodnika. Nie szukajmy winy czy też problemu w Taiu - podsumował Śledź.