Żużel. Grand Prix Polski. Tai odda tytuł w godne ręce

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik i Tai Woffinden
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik i Tai Woffinden

Z przebiegu treningu jesteśmy zadowoleni i spokojnie idziemy spać - powiedział na gorąco po treningu Bartosz Zmarzlik, lider cyklu Grand Prix i ogromna polska nadzieja na trzeci tytuł indywidualnego mistrza świata dla Polski.

Mowa ciała Bartosza Zmarzlika i jego teamu podczas treningu potwierdzały słowa zawodnika. - Nic nie kombinujemy. Lepsze jest wrogiem dobrego. Stosujemy tradycyjne sprawdzone metody przygotowań. O niczym nie myślę i nie analizuje czy lepiej bronić, czy lepiej ścigać. Czy siedem punktów to mało, czy może dużo. W jakiej formie są rywale i jaki wynik tutaj uzyskiwałem. To wszystko jest bez znaczenia. Liczy się tylko jutro. Najważniejsze jest żeby wykonać dobrze swoją robotę. Wybierać dobre ścieżki i parametry w ustawieniach motocykla - wyjaśnia Zmarzlik.

- Nie chcę bawić się w typowanie. Po prostu trzymam kciuki za naszych - mówi Jan Ząbik, który był odpowiedzialny za przygotowanie toruńskiego toru. - Przygotowaliśmy go najlepiej jak było to możliwe. W Toruniu w środę i w czwartek padało. Dlatego najtrudniejszym wyzwaniem było jego osuszenie na czas treningu. To nam się udało. Phil Morris po przyjeździe w czwartek na stadion nie miał żadnych zastrzeżeń, co do przygotowania toru - wyjaśniał w piątek Ząbik.

Czytaj również: Ostrovia kłóciła się ze Stalą, a najwięcej zyskał Zmarzlik

- Nie wiem co będzie dalej. W każdym razie nawierzchnia przygotowana jest również w oparciu o prośby i wytyczne naszych reprezentantów. Wszyscy oni mieli okazję pojeździć na Motoarenie. Zmarzlik w czwartek tydzień temu, natomiast reszta w zeszłą niedzielę. Nikt się nie oszczędzał i zajęcia na torze trwały po kilka godzin - dodaje Ząbik.

ZOBACZ WIDEO Baron zdradza kontraktowe tajemnice Unii. Mówi o Sajfutdinowie i Falubazie

- Twardo, twardo - potakiwał głową w geście potwierdzenia co do charakterystyki nawierzchni "dzikus" Adrian Miedziński. - Nie będzie tak źle. O popatrz, tu i tu będzie się odsypywać - zauważał manager Artioma Łaguty, Rafał Lewicki wskazując na szczyty obydwu łuków.

I faktycznie dość szybko zaczęło się odsypywać. Pierwszym, który nakręcił się na jazdę pod płotem był nie kto inny jak Bartosz Zmarzlik. Polak przez cały trening był w dobrym humorze. Jak to on, non stop był w ruchu, jeździł hulajnogą i ucinał sobie liczne i wesołe pogawędki m.in. z rywalami z toru. Ekipa Zmarzlika była naprawdę liczna. Do standardowego składu dołączył trener Stanisław Chomski, a przy uchu Bartosza w trakcie sesji treningowych wisiał tuner Daniel Kowalski, syn Ryszarda Kowalskiego.

Zupełnie inaczej rzecz miała się z Emilem Sajfutdinowem. Późno pojawił się w parkingu maszyn, za to pierwszy go opuścił. Jeszcze przed jazdą na czas, która decyduje o pierwszeństwie wyboru numeru startowego. Oficjalny powód: dolegliwości żołądka. Emil ani razu nie wyszedł z boksu obejrzeć rywali na torze. Sam na motocyklu zaprezentował się tylko raz i tyle go widzieli. Od razu rzuciło się podejrzenie, że Rosjanin wdrożył strategię gry psychologicznej. - To żadna gra psychologiczna. Po prostu jesteśmy bardzo zadowoleni z pracy silników i nie chcieliśmy forsować organizmu Emila, a poza tym uważamy, że jutro tor będzie zupełnie inny. Więc po co mieszać sobie w głowie - wyjaśniał Alun Rossiter. Były angielski żużlowiec i wzięty na Wyspach menedżer po raz kolejny pomaga Emilowi podczas zawodów Grand Prix.

Zobacz także: Sajfutdinow imponuje wypowiedziami i jazdą

Pod nieobecność Rosjanina najszybszym okazał się Leon Madsen, zaś drugi czas wykręcił Zmarzlik. Sztab Polaka na podstawie swojej opracowanej kwerendy, gdzie oprócz czasów uwzględnione są również równania toru, dokonał wyboru z którego wydawał się być zadowolony. Faworyt do złota pojedzie w programie spod piątki. Czyli powtórzy się pierwsze pole startowe. Emilowi koledzy zostawili czwórkę, a wiec Rosjanina czekają dwa starty z pola przy bandzie. To oznacza jedno: zawodnicy stawiają na krawężnik. Motoarena to obiekt, gdzie trudno zamknąć rywali w pierwszym łuku. Po wtóre w nocy po treningu znów zaczęło padać i tor został przykryty plandeką. - Łuki zakrywamy od krawężnika do połowy toru. Więcej nie potrzeba, bo jest dach - wyjaśnia Ząbik.

- Po wielu latach na najwyższym podium stanie ktoś ze wschodniej strony Żelaznej Kurtyny. Sajfutdinow bądź Zmarzlik, ale więcej szans daje oczywiście Zmarzlikowi - mówił czterokrotny mistrz świata, Nowozelandczyk Barry Briggs.

- Słowianie wygrywają, bo tory w Grand Prix są takie na jakich się wychowują i jeżdżą na co dzień. Szybkie, długie, równe, twarde i szerokie. Decyduje start i szybki sprzęt, a nie umiejętności. Nie ma możliwości przejść na trasie kogoś kto ma szybkie motory bowiem tory są za łatwe, a powinny być inne. Trudniejsze; z ciężką i przyczepną nawierzchnią. Taki właśnie był "mój" speedway. W tamtych czasach tj. przełom lat 60. i 70. Rosjanie i Polacy wkraczali na salony i zaczęli nam Anglosasom zagrażać. Nasza strona od tamtej pory panicznie bała się, że stanie się dokładnie to, co ma miejsce dziś tj. przejmiecie kontrolę w tej zabawie. Ja nie miałem nigdy problemu z kontaktami z chłopakami ze Wschodu. Miałem świetne relacje z Plechanowem czy Samorodowem. Oni byli bardzo blisko zdobycia tytułu mistrza świata. Może w końcu dokona tego Emil Sajfutdinow - wróży Briggs.

Za kilka godzin wszystko będzie jasne. Dwójce Zmarzlik - Sajfudinow może zagrozić jeszcze Leon Madsen, którego na krok nie opuszczał opiekun duńskiej kadry Hans Nielsen. - Póki jest matematyczna szansa, to wciąż wierzymy. Będzie niezwykle trudno, ale to jest żużel - powiedział Hans, który był przekonany, że w sobotę z żołądkiem Sajfutdinowa będzie wszystko w porządku.

- Nie wyglądał szczególnie na chorego - uśmiechnął się Hans. Uśmiechów w toruńskim parkingu nie brakowało. Najwięcej ich było w boksach... trzech gigantów, którzy już w sobotę rozstrzygną sprawę tytułu. Ale wszyscy wiemy, że pod maską fałszywego luzu kryją się w głowach zawodników i ich pomocników ogromne emocje. Stawka bowiem jest najwyższa. Sprawę z tego zdawali sobie również dziennikarze. Nikt nie odważył się drażnić lwa. Telewizyjny reporter Gabriel Waliszko postawił w rozmowie ze Zmarzlikiem na pogawędkę o wszystkim, byle tylko nie o żużlu. - Nie lubię gdy dziennikarze przychodzą i zadają głupie pytania - tłumaczył do kamery lider cyklu.

Tym bardziej nikt nie chciał słyszeć w boksie Zmarzlika o fecie po zdobyciu tytułu mistrza świata. Inaczej rozumują kibice. Ci nie ukrywają kto ich zdaniem założy mistrzowską koronę. Kibice z rodzinnej miejscowości Zmarzlika tj. Kinice, już szykują się na przywitanie nowego mistrza świata. Zmarzlika i jego jazdę kochają nie tylko w maleńkiej wsi w zachodniopomorskim, nie tylko w Polsce, ale i na całym żużlowym świecie. - On jest boski. Jeździ jak prawdziwy mistrz świata - tłumaczą mi Szwedzi, którzy opanowali toruński rynek już od czwartku. - Jego styl jest ekscytujący. Tai odda koronę w najlepsze ręce.

Komentarze (2)
avatar
fancio34
5.10.2019
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Pięknie powiedział Briggs . W dzisiejszych czasach decyduje szybki sprzęt a gdzieś dalej umiejętności . Tory to dywany i w niczym nie przypominają torów żużlowych jakie byłe kiedyś , przyczepne Czytaj całość
avatar
Petrus
5.10.2019
Zgłoś do moderacji
2
2
Odpowiedz
Tajski wie co mówi. Oddanie tytułu w ręce Bartka jest najbardziej godne.