Żużel. Dlaczego Polacy nie kochają Leona Madsena? Dziwny przypadek duńskiej gwiazdy

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Leon Madsen
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Leon Madsen

Leon Madsen był numerem dwa na świecie. W PGE Ekstralidze przerwał dominację Bartosza Zmarzlika. Nagroda dla najlepszego obcokrajowca sezonu należała mu się jak psu buda, ale kibice byli innego zdania. Dlaczego Duńczyk nie budzi u nas sympatii?

Leon Madsen w sezonie 2019 był jednym z zawodników, który budził największe kontrowersje. Zwłaszcza wśród polskich kibiców. Gwiazdę forBET Włókniarza i reprezentacji Danii można lubić lub nie, ale trzeba obiektywnie przyznać, że na torach PGE Ekstraligi nie było lepszego żużlowca. Madsen dokonał wielkiej rzeczy, bo przerwał dominację Bartosza Zmarzlika, który od 2016 każdy sezon kończył z najwyższą średnią biegopunktową.

Rewelacyjnie było również w cyklu Grand Prix. Madsen był w nim debiutantem, ale od początku jechał znakomicie. Prowadził i wydawało się, że może zgarnąć tytuł. Później dał się wyprzedzić Zmarzlikowi i Sajfutdinowowi, ale to on w ostatniej rundzie jechał jak natchniony i był blisko wyrwania złota Polakowi i obdarcia nas z marzeń o trzecim mistrzu świata.

Ktoś taki jak Leon swoją postawą na torze na pewno zasłużył na tytuł najlepszego obcokrajowca roku podczas Gali PGE Ekstraligi. Dość niespodziewanie jednak przegrał. Więcej głosów od kibiców z całej Polski zdobyli Martin Vaculik i Emil Sajfutdinow. - Madsena wrogiem publicznym bym nie nazwał, ale to faktycznie ciekawy przypadek - mówi nam Jacek Gumowski, były marketing manager Stali Gorzów.

ZOBACZ WIDEO Cieślak o odejściu Miedzińskiego z Włókniarza. "Dużo do powiedzenia miał jego sponsor"

Zobacz także: Ostrovia chciała Kościucha i Huckenbecka. Oba transfery upadły. Będą rozmowy z Łoktajewem

- Wygrana Vaculika mnie nie dziwi, bo to fajny, uśmiechnięty gość. Polacy go lubią, bo mówi dobrze w naszym języku. Poza tym ma opinię faceta, który zawsze działa fair i jest dobrym duchem w zespole. A Madsen? Nie twierdzę, że to wszystko jest mu obce, ale u niego widać, że jest nastawiony przede wszystkim na własny cel - tłumaczy Gumowski.

To jednak nie powód, by nie lubić Madsena. O tym, że przyczyna braku sympatii jest inna, na gorąco po Gali PGE Ekstraligi przekonywał prezes Michał Świącik. Szef forBET Włókniarza stwierdził, że jego zawodnik nie wygrał, bo w trakcie sezonu 2019 dziennikarze przypinali mu różne łatki. - Ma Michał trochę racji, bo sporo mówiło się o jego jeździe podczas SEC-u w Toruniu, gdzie spowodował upadek i kontuzję Andersa Thomsena. Poza tym przez cały rok mogliśmy przeczytać, że Duńczyk to cwaniak, który doskonale kradnie starty - twierdzi Marian Maślanka, były prezes Włókniarza.

Dodajmy zresztą, że Madsen na krytykę potrafił reagować bardzo emocjonalnie. Podczas meczu z MRGARDEN GKM-em, który był rozgrywany na torze w Częstochowie, wyskoczył z pretensjami do Mirosława Kowalika, który pełnił funkcję telewizyjnego eksperta. Szkoleniowiec zarzucił Duńczykowi, że ten często próbuje oszukać arbitrów na starcie, a poza tym poddawał pod wątpliwość jego kontuzję.

- A ja uważam, że ludzi do pewnych rzeczy nie da się przekonać, nawet jeśli coś powtarza się wiele razy. Gdyby kibice widzieli, że dziennikarze nie mają racji, to by zaprotestowali i w jeszcze większej liczbie zagłosowali na Madsena - twierdzi Jacek Gumowski i po chwili dodaje. - Poza tym Michał Świącik mówi o mediach i dziennikarzach, a ja jestem więcej niż pewny, że gdyby wyboru najlepszego obcokrajowca dokonywała ta grupa, to wygrałby na pewno Leon Madsen - zauważa Gumowski.

I były marketing manager Stali ma rację, bo w naszej redakcji nie ma chyba ani jednej osoby, która twierdziłaby, że Madsen nie zasłużył nagrodę. - Tu po prostu chodzi o sympatię. Żużel jest bardzo indywidualnym sportem i kibiców jedne rzeczy irytują bardziej, a inne mniej - dodaje Gumowski.

Co ciekawe, Madsen w plebiscycie kibiców przegrał z Martinem Vaculikiem, który przecież nie jest postacią krystaliczną. - Na pewno częściej od Madsena zmienia kluby i zdarza mu się to robić w kontrowersyjnej atmosferze - przypomina Marian Maślanka, który nawiązuje do klimatu, w jakim Vaculik opuszczał ostatnio Gorzów, a wcześniej Toruń.

Tymczasem Madsen ma raczej łatkę zawodnika stałego w uczuciach. Nie skacze z kwiatka na kwiatek. Dobrze czuje się w Częstochowie i nie planuje zmian. Żałują tego inni prezesi, bo każdy mówi nam, że chciałby mieć Leona w swoim zespole. No może prawie każdy, bo gdyby w GKM-ie Grudziądz funkcjonowała lista opatrzona tytułem "tych panów nie obsługujemy", to Madsen zajmowałby na niej pierwszą pozycję.

- Sparzyliśmy się na nim. Straciliśmy do niego zaufanie. Temat jego występów w naszym klubie jest zamknięty - mówi nam Zdzisław Cichoracki z GKM-u. Grudziądzanie do dziś pamiętają Madsenowi numer, który wywinął im przed sezonem 2015, kiedy po podpisaniu listu intencyjnego uciekł do Unii Tarnów.

- To było jednak naprawdę dawno temu i nikt poza działaczami GKM-u o tym nie pamięta. Moim zdaniem z Madsenem mogło być tak, że wszyscy byli pewni jego wygranej i zabrakło mobilizacji wśród częstochowskich kibiców. Jest jeszcze jeden powód. Myślę, że dla Polaków irytujący mógł być jego wielki profesjonalizm. To przez niego do końca drżeliśmy o to, czy Bartek zostanie mistrzem świata. Jeśli tak jednak było, to Duńczyk powinien potraktować to jako największy komplement, który otrzymał od polskiej widowni. To znaczy więcej, niż jakakolwiek statuetka - podsumowuje Maślanka.

Źródło artykułu: