Żużel. Przemysław Półgęsek: Pabijan przywiózł nam drugiego Warda? (komentarz)

WP SportoweFakty / Krzysztof Urban. / Na zdjęciu: Rene Bach
WP SportoweFakty / Krzysztof Urban. / Na zdjęciu: Rene Bach

Początek tegorocznych wakacji. Nie ma mnie w Bydgoszczy, wrócę dopiero na niedzielny mecz. Nagle telefon zaczyna grzać się od wiadomości. - Byłeś na treningu? - Widziałeś tego małolata z Australii? - Ale to będzie kocur jako rezerwowy po awansie!

Żużlowi fotoreporterzy to bardzo ciekawa grupa zawodowa - wesoła, otwarta i zdecydowanie najbardziej wyluzowana w naszym - pełnym smutnych, nadętych osób - środowisku. Ponadto, wyróżniają się również bezwarunkową miłością do żużla. Jeśli jakimś cudem traficie kiedyś na mokre od deszczu trybuny, w któryś z chłodnych - wtorkowych, środowych albo czwartkowych - wieczorów, a na torze będzie odbywać się runda DMPJ lub inne zawody o czapkę gruszek, to wiedzcie, że nie tylko Wam nie chce się tam siedzieć.

Kibice wokół Was zastanawiają się dlaczego nie robią właśnie czegoś przyjemniejszego od oglądania tej abominacji czarnego sportu. Dziennikarze plują sobie w brodę, że nie udało im się załatwić żadnego zastępstwa. Szorujący motocykle mechanicy - klnąc pod nosem - szukają miejsca do spokojnego zapalenia papierosa. Żużlowcy próbują sobie przypomnieć dlaczego nie wybrali piłki nożnej, judo albo choćby wyczynowej gry w bierki. A fotoreporterzy? Oni już dawno stoją na murawie i za bandami. Żartują i ustawiają obiektywy. Wielu z nich dostosowuje pod tego typu zawody cały tygodniowy grafik. Byle tylko pojechać i cyknąć parę zdjęć.

Część z nich - z uwagi na ponadnormatywną liczbę obejrzanych zawodów - stała się uznanymi w środowisku ekspertami. Bardzo często odbierają telefony. - Cześć, gdzie najlepiej zaparkować w Lesznie obok stadionu? - Siema, jak chcę zjeść coś na szybko przed zawodami w Gnieźnie to dokąd najlepiej iść?

ZOBACZ WIDEO Żużel. Bartosz Zmarzlik o sukcesie, drodze do złota i marzeniach, które się spełniają

Ci najwięksi dostają też bardziej konkretne pytania, szczególnie od działaczy. Pytają o młode gwiazdki, nieoszlifowane diamenty. O to, jak radzą sobie na motocyklu, o ich sylwetki. To własnie fotoreporterzy mieli bowiem najwięcej okazji do obserwacji. Ostatnio w Bydgoszczy doszło jednak do sytuacji odwrotnej, bo to fotograf przyprowadził prezesowi perełkę.

Początek tegorocznych wakacji. Nie ma mnie w Bydgoszczy, wrócę dopiero na mecz ligowy w niedzielę. Nagle telefon zaczyna grzać się od wiadomości. - Byłeś na treningu? - Widziałeś tego małolata z Australii? - Ale to będzie kocur jako rezerwowy po awansie!

Jestem zdezorientowany. Co się dzieje? Jaki Australijczyk? Po szybkim rozeznaniu dowiaduję się, że na bydgoskim torze trenuje niejaki Brayden McGuinness - 18-latek z Adelaide. Ma być bardzo poważnym kandydatem do składu ZOOleszcz Polonii w 2020. Chętnie zobaczyłbym go na własne oczy, ale nie jestem w stanie pojawić się na trybunach. Rozpoczynam więc telefonowe tournee po osobach związanych z bydgoskim żużlem.

- Wiesz, Jarek Pabijan wyhaczył tego chłopaka na jakiejś młodzieżówce. Mówię ci Przemek, przywiózł nam drugiego Warda! - to słyszę najczęściej.

- Ale naprawdę tak dobrze sobie radzi? - dopytuję.

- No słuchaj, naszych juniorów robi z palcem w nosie. Ale tu chodzi o ten styl, o ten australijski luz!

Robienie z palcem w nosie zeszłorocznych juniorów Polonii, to akurat umiejętność, którą mogłaby się pochwalić zdecydowana większość posiadaczy licencji Ż. Przekonuje mnie za to co innego, a mianowicie osoba Pabijana - chyba najsłynniejszego fotoreportera żużlowego na świecie. Nie znam zbyt wielu osób znających się na czarnym sporcie tak dobrze jak on. Jerzy Kanclerz wychodzi zapewne z podobnego założenia co ja, bo McGuiness dostał w Bydgoszczy aż 4-letni kontrakt.

Jednakże, na Antypodach nie uważają osiemnastolatka za wielki talent. Wygrywał co prawda w kilku pomniejszych turniejach, ale nie pokazywał w nich nic ponadprzeciętnego. Ot, zwyczajny młodzieżowiec. Niektórzy Australijczycy dziwią się wręcz dlaczego Kanclerz postawił właśnie na niego.

Sukcesy zaczął odnosić dopiero po tym, gdy wraz z dziadkami przyjechał do Europy. Wystartował między innymi w 2 rundach cyklu Nice Cup - tego, w którym to organizator podstawia uczestnikom silniki. Efekt? 17 punktów w 7 biegach (w jednym wyścigu zdefektował motocykl).

Wychodzi na to, że - z odpowiednią szafą pod tyłkiem - McGuiness może nieźle namieszać. Jeśli więc Polonia mu takie zapewni, to z pewnością nie pożałuje. Czy dziewiętnastolatek będzie drugim Wardem? Czas pokaże. Na razie musi przebić się do składu Polonii. Konkurencji do plastronu z numerem 8/16 nie ma co prawda zbyt dużej, ale wyjechanie na prezentację to jeszcze nie wszystko. Trzeba będzie liczyć na duże umiejętności, szczęście i być może... szczyptę pecha dla kolegi z drużyny.

Czytaj także inne teksty autorstwa Przemysława Półgęska:

Kiedyś to było. Polonia ze złotem, a jej stadion w płomieniach! (klik)
Z zachodu wieje wiatr zmian. Młoda Niemka może zawojować 2. ligę (klik)

Źródło artykułu: