Przejście z pierwszej ligi do elity, dla jednych jest naturalnym krokiem na ścieżce rozwoju kariery, dla drugich szansą, wyznaczającą ich pozycje w światowym żużlu. Jest to swego rodzaju sprawdzian, którego nie wystarczy zaliczyć na dopuszczający, choć paradoksalnie, odnosząc się do terminologii szkolnej, średnia 2,000 jest jak świadectwo z paskiem i zaznacza przynależność do czołówki. Jeśli zawodnik zamierza na dłużej zagrzać miejsce w jednej z ekstraligowych drużyn, musi udowodnić, że jest przygotowany na 100% w każdym aspekcie żużlowego rzemiosła.
Z pierwszej ligi, po tytuł Mistrza Świata
Najbardziej spektakularny skok na ekstraligę i światowy żużel bez wątpienia zaliczył Jason Doyle. Kilka lat temu był on dla wielu anonimowym zawodnikiem, jednak zmienił to fantastyczny 2014 rok, w którym popularny ''Doyley'' bronił barw Orła Łódź. Na pierwszoligowych torach Doyle był prawie nieuchwytny, w imponującym stylu wygrywał kolejne wyścigi, a sezon zakończył osiągając fenomenalną średnią 2,488. Udało mu się również spełnić swoje marzenie i awansować do cyklu Grand Prix. Nazwisko Australijczyka zapisane było w notesach wszystkich prezesów ekstraligowych klubów, a on sam zdecydował się na podpisanie umowy z Apatorem Toruń.
Kolejny sezon, już w barwach toruńskiego klubu, nie był genialny, jednak zawodnik niejednokrotnie udowodnił, że drzemie w nim ogromny potencjał.
Doyle zadomowił się w ekstralidze i GP, a po transferze do Stelmet Falubazu Zielona Góra jego talent ukazał się w pełnej okazałości. W przeciągu trzech lat, zawodnik z Antypodów, stał się jednym z najlepszych na świecie, co przypieczętował tytułem IMŚ zdobytym w 2017 roku, a jego nazwisko wśród najskuteczniejszych żużlowców w elicie nikogo już nie dziwi. Jest to klasyczny przykład tego, jak nieprzewidywalny jest sport, ponieważ mający 30 lat na karku i nieobfitą w sukcesy przeszłość Australijczyk, wcześniej nie był faworytem do ścigania się w najlepszej lidze świata i wygrania SGP.
ZOBACZ WIDEO Kibice na PGE Narodowym. Tak wygląda największe żużlowe wydarzenie na świecie
Duński atak na elitę
Po sezonie 2018, z Wybrzeża Gdańsk do Ekstraligi trafiło dwóch zdolnych Duńczyków, a mianowicie Anders Thomsen i Mikkel Michelsen. Ten pierwszy parafował kontrakt w truly.work Stali Gorzów, gdzie miał zastąpić jednego z liderów - Martina Vaculika, natomiast drugi przeszedł do beniaminka - Speed Car Motoru Lublin. Ich kariery nie rozwijały się w błyskawicznym tempie, postawiono na małe kroki, ciągłe podnoszenie poprzeczki, aż w końcu naturalnym krokiem, po świetnym sezonie w Gdańsku, było przejście do elity. Przed sezonem więcej mówiło się o Thomsenie, ale to Michelsen przebojem wdarł się do czołówki.
Co prawda Duńczyk, reprezentujący barwy gorzowskiej Stali, również zaliczył niezły rok i miewał przebłyski znakomitej formy, a jego występy w pierwszym pełnym sezonie w Ekstralidze na pewno nie są powodem do wstydu, jednak to nabytek "Koziołków" odpalił bardziej. W większości spotkań Motoru Lublin był liderem, rozgrywki zakończył jako ulubieniec trybun, ze średnią 2,013, a udany rok przypieczętował tytułem Indywidualnego Mistrza Europy, czym udowodnił, że już teraz należy zaliczać go do światowej czołówki. Dla obu przejście do Ekstraligi było dobrą decyzją. Udowodnili, że potrafią ścigać się wśród najlepszych i zapewne w przyszłości jeszcze nie raz to zrobią.
Zobacz także: Żużel. Lista wstydu Apatora Toruń. Takiej serii transferowych błędów nie zaliczył żaden klub
Beniaminek pełen debiutantów i powrotów
Awans Motoru Lublin do najlepszej ligi świata był również szansą na powrót do niej dla dwóch doświadczonych zawodników - Pawła Miesiąca i Andreasa Jonssona, oraz okazją na debiut dla młodego Brytyjczyka Roberta Lamberta. Każdy z nich miał za sobą udany lub bardzo udany sezon w Nice 1.LŻ, jednak dobrą formę na ekstraligę przełożył jedynie Paweł Miesiąc, który zaskoczył wszystkich i pokazał, że może jeszcze z dobrym skutkiem walczyć w elicie. Dla pozostałej dwójki przygoda wśród najlepszych okazała się zderzeniem ze ścianą, przez niemal cały sezon byli oni pogubieni, w meczach ligowych ich zdobycze punktowe były słabe, a dla Jonssona problemy zdrowotne oznaczały koniec kariery. Z resztą dla Szweda był to już drugi powrót do elity w przeciągu ostatnich lat.
Drugi tak samo nieudany, ponieważ w 2017 roku w barwach Włókniarza Częstochowa również należał do grona najsłabszych. Miniony sezon na straty spisać musiał także Norbert Kościuch, który po latach bycia czołową postacią niższego szczebla rozgrywek, zdecydował się na przenosiny do Torunia i podjęcie rękawic w Ekstralidze. Okazało się to złym ruchem, ponieważ Kościuch nie imponował formą, do tego doszły problemy z miejscem w składzie, a efektem końcowym była średnia ledwo powyżej jednego punktu na bieg. Doświadczony żużlowiec z wielkimi nadziejami zrobił krok do przodu, jednak szybko musiał zawrócić i w następnym sezonie ponownie zobaczymy go w barwach Orła Łódź.
Czas weryfikacji
W ostatnich latach we Wrocławiu, działacze znani są z kontraktowania "perełek" i właśnie tak było w 2017 roku, kiedy wzięli oni pod swoje skrzydła łotewski talent - Andrzeja Lebiediewa. W barwach Lokomotivu Daugavpils, z roku na rok spisywał się on coraz lepiej, a w 2016 był najskuteczniejszym żużlowcem całych rozgrywek na zapleczu Ekstraligi, więc niedziwne było zainteresowanie nim. Wejście do elity Lebiediew miał całkiem niezłe, w wielu biegach pokazywał, że we Wrocławiu mają prawo wierzyć w jego szybkie wbicie się do czołówki. Tak się jednak nie stało, po pierwszym, przyzwoitym sezonie, przyszedł drugi, w którym Łotysz był całkowicie pogubiony.
Musiał wrócić odbudowywać formę w pierwszej lidze, najpierw w Rybniku, a w kolejnym roku tam, skąd przyszedł do Sparty Wrocław, czyli w Daugavpils, gdzie znów radził sobie znakomicie. Teraz ponownie znalazł się w PGG ROW Rybnik, który z całych sił będzie chciał utrzymać się w Ekstralidze, a podobną weryfikację co on przejdą Kacper Woryna, Siergiej Łogaczow, Troy Batchelor czy Mateusz Szczepaniak, którzy bardzo dobrze radzili sobie w ostatnich latach w Nice 1. LŻ. Odpowiedź na pytanie, czy przejście do Ekstraligi wyjdzie im na dobre, da nam zbliżający się sezon. Historia pokazuje, że bywa różnie i można spodziewać się właściwie wszystkiego.
Zobacz także: Żużel. Fogo Unia Leszno mocna, ale już nie doskonała (analiza)