- Przed sezonem 2019 otrzymaliśmy licencję nadzorowaną na trzy lata z koniecznością informowania o tym, kogo chcemy zakontraktować. To dotyczyło jednak nie tego głównego okienka transferowego, lecz ruchów w trakcie rozgrywek - przypomina prezes Łukasz Sady. Ograniczenie, które nałożył Zespół ds. Licencji, utrudniło nieco życie działaczom w sezonie 2019, kiedy kontuzji nabawił się Artur Mroczka. Unia musiała znaleźć kogoś w jego miejsce. Ostatecznie do Tarnowa trafił Ernest Koza. Negocjacje trochę trwały, bo klub nie mógł sobie na zbyt wiele pozwolić.
Poza kwestią kontraktowania dodatkowych zawodników dla Zespołu ds. Licencji zdecydowanie ważniejsze były wyniki finansowe klubu. Łukasz Sady twierdzi, że pod tym względem udało zrobić się więcej, niż zakładał plan. - Musieliśmy wykazać dodatni wynik finansowy i to na konkretnym poziomie. Zrealizowaliśmy to na trzy razy wyższym pułapie niż ten narzucony. Zacisnęliśmy pasa w wielu kwestiach, a nie było to łatwe, bo sporo wydajemy na utrzymanie stadionu - tłumaczy prezes.
Zobacz także: Żużlowi menedżerowie. Ludzie od wszystkiego. Spowiednicy, mechanicy, drugie połówki
Przed sezonem 2020 Unia miała swobodę kontraktowania zawodników. Nie musiała się nikomu tłumaczyć. Jak będzie w trakcie rozgrywek, jeśli znowu w zespole będą miały miejsce kontuzje? Wiele się nie zmieni. Klub najpierw będzie musiał dostać zielone światło na podpisanie umowy, ale tarnowianie zakładają, że tym razem będą w lepszym położeniu.
Zobacz także: Marek Cieślak z nową umową we Włókniarzu. Kontrakt na dłużej niż rok
- Przed sezonem 2020 przy pozyskiwaniu zawodników ważne było jedynie dopasowanie się do limitów, które określa regulamin finansowy. Jeśli zajdzie potrzeba zakontraktowania kogoś w trakcie rozgrywek, to będziemy musieli to zgłosić. Zakładam jednak, że takiej sytuacji nie będzie, bo tym razem mamy szerszą kadrę - podsumowuje Sady.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Bartosz Zmarzlik o sukcesie, drodze do złota i marzeniach, które się spełniają