Miniony rok był prawdziwą kopalnią cytatów. Wyselekcjonować te najsoczystsze było karkołomną sztuką. Na szczęście udało się, a poniżej oddajemy do wglądu efekty tych łowów.
Mix jest naprawdę subiektywny i zdajemy sobie sprawę, że każdy widział ten rok inaczej. Staraliśmy się żeby było różnorodnie i w miarę wypośrodkowanie. Trochę zabawnie i odrobinę refleksyjnie. A oto co nam wyszło.
CZYTAJ TAKŻE: Milionowe miejskie dotacje to patologia
Zaczynamy od złotoustego właściciela Stali Rzeszów Ireneusza Nawrockiego. Nikt tak pięknie nie potrafił opowiadać bajek i zakrzywiać rzeczywistości jak wesoły "papa" (tak go mieli nazywać zawodnicy) mieniący się biznesmenem. W pewnym momencie gruchnęła wiadomość, że rzeszowski klub po awansie z 2. LŻ z powodów finansowych nie dostanie licencji na występy w Nice 1.LŻ. Na początku roku Nawrocki złożył odwołanie do PZM i miał nadzieję na zmianę niekorzystnej decyzji.
ZOBACZ WIDEO Różnica zdań w kwestii obcokrajowca pod numerem młodzieżowym. Chcemy ratować inne kraje, za chwilę obudzimy się z ręką w nocniku?
- Jeżeli otrzymamy licencję, to ja muszę wyłożyć pieniądze dla zawodników, ale na to jestem przygotowany. Sezon niedługo się rozpocznie. Liczę, że naszym sojusznikiem w staraniach o licencję będzie także miasto. Jest szansa, wykorzystajmy ją - stwierdza Nawrocki, dodając, że jest przygotowany nawet na opłacenie najdroższego zawodnika w kadrze. Mowa tu o Gregu Hancocku, który za czapkę śliwek przecież nie jeździ - powiedział wówczas. Oczywiście klub pod jego rządami upadł, ale trzeba przyznać, że humor trzymał się go do samego końca.
Ze stolicy Podkarpacia przenosimy się do Częstochowy. Na torze trener Marek Cieślak i prezes Michał Świącik świetnie rozumiejącej się pary pewnie by nie stworzyli. Sądząc po tym jak przez cały sezon wbijali sobie szpilki raczej woziliby się po płotach udowadniając sobie nawzajem wyższość. W pewnym momencie szkoleniowiec poprosił nawet swojego chlebodawcę o dorzucenie do umowy środków uspokajających.
- Czy między nami jest szorstka przyjaźń? Wiedziałem, z kim będę miał do czynienia. Nie narzekam. Prezes ma swój charakter, ja mam swój. Robię to, co uważam. Nie czytam prasy, nie słucham mediów. Jest dobrze, ale w nowym kontrakcie na nowy rok prezes Świącik musi dołożyć mi na nerwosol - wypalił w wieńczącym 2019 rok magazynie "Bez Hamulców" Cieślak.
Świącik z kolei niezadowolony z widowisk na SGP Arenie i kilku porażek na własnym stadionie, w połowie sezonu chciał za Cieślaka wsiadać na traktor i przygotowywać nawierzchnię na własną modłę. Ciśnienie skoczyło mu zwłaszcza po blamażu przeciwko Betard Sparcie Wrocław.
- Tor w sobotę zostanie przerzucony do góry nogami i będzie zrobiony po staremu, czyli po częstochowsku. Nie będę już słuchał, że jest dobry, bo widzę, że nie jest dobry. Będzie dużo nowych rzeczy. Dałem sobie radę z odbudową Włókniarza, dam też sobie radę z tym żeby zrobić porządek w celach szkoleniowych. Tor będzie robiony po mojemu - trząsł się do dziennikarzy szef Włókniarza.
116 km jadąc w dół mapy wstępujemy do Rybnika. Tam bowiem odejście Grigorija Łaguty do Speed Car Motoru Lublin do szewskiej pasji doprowadziło innego prezesa - Krzysztof Mrozka. Zawodnik mimo zapewnień o lojalności wobec ROW-u Rybnik i odpracowaniu dwuletniej kary za doping, tuż przed początkiem sezonu odwrócił się na bucie, zrobił z gęby cholewę i wybrał świetną finansową ofertę od beniaminka PGE Ekstraligi.
- To parszywy pan, perfidna ruska świnia i panienka uprawiająca najstarszy zawód świata. Łaguta zachował się jak, nie powiem, ponieważ musiałbym użyć nieparlamentarnych słów. Oszukał mnie i kibiców. Dopóki będę prezesem w tym klubie, Łaguta nie pojedzie z herbem ROW-u - nie szczędził Rosjaninowi cierpkich słów Mrozek.
Lepiej żeby język za zębami trzymał też właściciel eWinner Apatora Toruń - Przemysław Termiński. Przynajmniej dwa razy palnął sporych rozmiarów gafy, które będą mu wypominane przez lata. Pierwsza (pisownia oryginalna z Facebooka): "ja bym postawił 50k ze po sezonie okaże się, ze będziemy w tabeli wyżej niż Gorzów".
Gdyby Ireneusz Maciej Zmora przyjął zakład byłby bogatszy teraz o pół stówki. Zabawniejszy jest chyba jednak fakt, że oba zespoły były najgorsze w PGE Ekstralidze i degradacja zajrzała im głęboko w oczy. Toruń ostatecznie spadł bezpośrednio, a Stal utrzymała się po barażach. Przelew z Torunia na pewno delikatnie osłodziłby minorowe nastroje po kiepskich rozgrywkach.
Niech nikt jednak nie myśli, że to koniec odważnych teorii pana Przemysława. - Weźmy sobie przykład Częstochowy. Tam odeszło dwóch naszych zawodników po to, by się odbudować. Jak się odbudowują, to wszyscy kibice wiedzą. Chyba nawet my nie mamy tak słabych zawodników jak ci dwaj, co odeszli do Włókniarza - powiedział Przemysław Termiński w rozmowie z "TV Toruń" mając na myśli Adriana Miedzińskiego i Pawła Przedpełskiego. Leżącego się nie kopie więc tym razem na wypowiedź Termińskiego spuścimy zasłonę milczenia.
Zmieniając klimat przypominamy jedne z pierwszych słów Bartosza Zmarzlika zaraz po zdobyciu tytułu indywidualnego mistrza świata. - Wiedziałem, że połowa ludzi zjadłaby mnie, gdybym nie zdobył tego złota. Muszę go (bieg po którym przypieczętował medal z najcenniejszego kruszcu) obejrzeć w telewizji raz jeszcze. Prawie nic z niego nie pamiętam. Wiem tylko, że strasznie się dłużył. Wypatrywałem tylko szachownicy. Widziałem wszystko jakby w slow motion - stwierdził na gorąco trzeci w historii polski mistrz.
Tomasz Gollob - mentor i wielki autorytet Zmarzlika, z którego wiedzy 24-latek czerpie bez przerwy całymi garściami udzielił naszemu portalowi poruszającego wywiadu, którego fragmenty także warto przytoczyć. - Ból towarzyszy mi non-stop. Wszystkie marzenia wylądowały w koszu. Z bólem się kładę i budzę. Kiedyś myślałem, że boli złamana noga. Dziś wiem, że to nic w porównaniu z tym, co przeżywam. Czekam na cud. Jednocześnie każdego dnia robię wszystko, by cudowi pomóc. Wykonuję ćwiczenia, jestem pod opieką najlepszych specjalistów. I czekam. Każdego dnia czekam. Tęsknię za jazdą. Po prostu za zwykłą jazdą. Tęsknię za chwilą, gdy wsiadam na motocykl i ruszam przed siebie. Chciałbym tego jeszcze w życiu doświadczyć. Wszystko inne to wspomnienia - tłumaczył wyraźnie drżącym głosem mistrz świata z 2010 roku.
CZYTAJ TAKŻE: W Częstochowie ukrócą handel miejscami za 10 zł
Mówi się, że co na języku, to w sercu. Na odrobinę szczerości u schyłku sezonu zebrało się juniorowi Stali Gorzów - Rafałowi Karczmarzowi. - A co z przyszłym rokiem? To jest pod wielkim znakiem zapytania, bo trwają rozmowy z klubem. Również czekam, jak koledzy, na rozliczenia. I raczej będzie to mój ostatni sezon w karierze - mówił przed kamerami telewizyjnymi stacji nsport+ dając do zrozumienia, że sytuacja i atmosfera w klubie daleka jest od normalnej.
Prawo do napisów końcowych w naszym wymieszanym topie cytatów (kolejność jest przypadkowa, nie sporządzaliśmy dla nich klasyfikacji według miejsc) daliśmy Norbertowi Kościuchowi, który udzielając wywiadu podczas zawodów ligowych we Wrocławiu zwolnił menedżera Get Well Jacka Frątczaka. - Potrzebny jest człowiek, który to wszystko ogarnie! Teraz tego nie ma. Nie będę mówił, że jest kolorowo, skoro nie jest - pieklił się bez ogródek Norbi.