Po raz ostatni drużyna z Wrocławia zdobywała mistrzostwo Polski w roku 2006. Wtedy o jej sile stanowili m.in. Jason Crump, Jarosław Hampel czy Hans Andersen. Ze względu na limit zawodników ze Speedway Grand Prix, Hampelowi pozwolono odejść do Leszna.
Z perspektywy czasu zgodę na transfer Hampela należy uznać za błąd. Ten spędził bowiem najlepsze lata swojej kariery właśnie w Wielkopolsce, a wrocławianie chwilę później i tak stracili Andersena, który wybrał większe pieniądze w Toruniu.
Czytaj także: Dlaczego PGG ROW Rybnik jest skazany na miejskie pieniądze?
W późniejszych latach Betard Sparta Wrocław stała się klubem, który nie ściągał największych gwiazd. Drużyna częściej broniła się przed spadkiem z PGE Ekstraligi, niż walczyła o medale. W tym okresie jej barw bronił m.in Fredrik Lindgren. Szweda też puszczono bez żalu, a obecnie należy on do najlepszych żużlowców na świecie. W tamtym okresie działacze woleli bardziej chociażby Petera Ljunga.
Na obronę działaczy należy dodać, że trudno wtedy było oczekiwać, że talent Lindgrena tak eksploduje. O tym, że nie wszyscy wierzyli w eksplozję jego talentu może świadczyć fakt, że na pewnym etapie swojej kariery musiał on obrać kurs na I ligę, gdzie związał się z Lokomotivem Daugavpils.
Ledwie rok trwała przygoda Michaela Jepsena Jensena z Betard Spartą Wrocław i akurat w tym przypadku trudno mówić o błędzie ze strony wrocławian. Duńczyk miał nie pasować charakterem do reszty zespołu, potrafił mieć pretensje o to, że jest zastępowany przez Maksyma Drabika. Jego średnia nie powalała przy tym na kolana - w roku 2015 wyniosła ledwie 1,560.
Ostatnie lata Betard Sparty to zaś sprowadzanie zawodników młodych, którzy dopierają mają rozwinąć skrzydła, m.in. za sprawą otrzymania szansy w stolicy Dolnego Śląska. W ten sposób do klubu trafił chociażby Andrzej Lebiediew i należy powoli traktować transfer Łotysza jako błąd. Nie był on w stanie dobrych wyników z I-ligowych torów przenieść na realia PGE Ekstraligi.
Czytaj także: Mrozek zapewnia, że PGG ROW pojedzie w Ekstralidze
Być może za największą wpadkę należy jednak uznać niedocenienie Szymona Woźniaka. Wychowanek bydgoskiej Polonii trafił do Wrocławia krótko po zakończeniu startów w gronie juniorów i potrafił punktować na dobrym poziomie. Tyle że miał dość roli partnera Taia Woffindena i czuł się niedoceniany przez działaczy. Gdy trzeba było robić zmiany, był pierwszym do "odstrzału", a i numer 2/10 nie był dla niego najlepszą opcją. W truly.worki Stal Gorzów Woźniak znalazł to, czego nie miał we Wrocławiu. Rolę jednego z liderów i pewne starty.
Odejścia Woźniaka z klubu nikt się nie spodziewał i nagle wrocławscy działacze zostali z ręką w nocniku, bo na rynku brakowało klasowych polskich seniorów. Efekt był taki, że w roku 2018 w składzie mieścić musiał się Damian Dróżdż. W minionej kampanii do Betard Sparty sprowadzono Jakuba Jamroga, ale ten też wytrzymał bardzo krótko w klubie. Oby za kilka lat jego odejście nie było podawane jako przykład transferowego błędu, podobnie jak w przypadku Woźniaka.
ZOBACZ WIDEO #MagazynBezHamulców: Gorąca linia Ostafińskiego z Kryjomem. Co ma Pawlicki do Zmarzlika