Max Fricke wypłynął na szerokie wody w PGG ROW-ie. Prezes Krzysztof Mrozek żałował, kiedy po spadku drużyny z PGE Ekstraligi w sezonie 2017 Fricke zdecydował się na zmianę barw i przenosiny do Betard Sparty Wrocław. Zawodnik miał w Rybniku ważny kontrakt, ale nie chciał jeździć w pierwszej lidze. Doszło do transferu i choć ROW zarobił 340 tysięcy złotych, to jakiejś szalonej radości nie było.
Nic dziwnego, że po ubiegłorocznym awansie Fricke znalazł się na liście życzeń śląskiej ekipy. Tajemnicą poliszynela jest, iż dostał on kosmiczną ofertę. Gdyby przeszedł, zarobiłby 700 tysięcy złotych za sam podpis. Stawka za punkt miała wynosić 7 tysięcy. Przy 200 punktach to dałoby umowę na poziomie 2,1 miliona złotych. Uwzględniając ostatnie rozgrywki, należałoby założyć, że Fricke byłoby stać na 150 punktów, co dałoby 1,7 miliona złotych.
Czytaj także: nSport+ przez pięć kolejnych sezonów będzie transmitował 1. Ligę Żużlową
Ostatecznie Fricke nie skorzystał z propozycji PGG ROW-u, lecz został w Sparcie. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, wrocławski klub nie licytował się jednak z rybniczanami. Byłoby to niemożliwe, bo Sparta ma płacową drabinkę i na jej szczycie są Tai Woffinden i Maciej Janowski z umowami na poziomie 1,9 i 1,7 miliona złotych. Nie ma takiej możliwości, by Fricke dostał tyle samo, co Janowski.
Z naszych ustaleń wynika, że Sparta skusiła Fricke wymazaniem z umowy klauzuli odstępnego. Gdy Max przechodził z Rybnika do Wrocławia, jego nowy pracodawca miał zapisać, iż w razie chęci zmiany barw klubowych Fricke będzie musiał oddać 340 tysięcy, które Sparta wyłożyła na jego transfer. Wiemy, że ROW był w stanie to wyłożyć, by odzyskać żużlowca. Nie było jednak takiej potrzeby, bo Sparta zaoferowała może nie tak dobry kontakt, jak Rybnik, ale już bez klauzuli.
Swoją drogą, to ciekawe jak czuje się Fricke teraz. Kiedy podpisywał umowę ze Spartą, to pewnie miał nadzieję, że wiąże się z mocnym klubem, który odjedzie 18 spotkań w sezonie. Teraz nie jest to takie oczywiste. Wciąż przecież nie wiadomo, jak zakończy się sprawa Maksyma Drabika (bez niego trudno będzie o czwórkę), który w lutym ma stanąć przed panelem dyscyplinarnym POLADA i tłumaczyć się z przyjęcia pół litra kroplówki. Jest to traktowane jako złamanie przepisów antydopingowych. Więcej przeczytasz TUTAJ.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a