Przed rokiem biłem brawo Taiowi Woffindenowi, gdy ten wprost deklarował - chcę być najlepszym żużlowcem wszech czasów. Brytyjczyk powtarzał w wywiadach, że w sezonie 2019 chce zgarnąć tytuł mistrzowski, a potem kolejne. Tak, aby wykreślić z kart historii rekordy należące do Ivana Maugera i Tony'ego Rickardssona.
I tak samo odczytuję ostatnie wypowiedzi Leona Madsena, który nie owija w bawełnę i mówi o chęci pokonania Bartosza Zmarzlika w nadchodzącej kampanii. Ma ku temu podstawy. W końcu w debiutanckim sezonie w Speedway Grand Prix został wicemistrzem świata, choć na niektórych torach startował po raz pierwszy. Teraz, z większym bagażem doświadczeń, teoretycznie powinno mu pójść lepiej.
Czytaj także: Trener z Rybnika potrzebuje pomocy
Czy pójdzie? Pewności nie mamy. To tylko i aż sport. Woffinden przed rokiem o tej porze wydawał się być w takim gazie, że przypisywanie mu z góry czwartego tytułu mistrza świata było czymś naturalnym. A jednak, przeżył najgorszy sezon od lat. Już wejście w rozgrywki miał kiepskie, potem jego problemy pogłębiła dodatkowo kontuzja kręgosłupa. Gdyby ktoś przed sezonem powiedział nam, że Brytyjczyk zajmie trzynaste miejsce w "generalce", pukalibyśmy się w czoło.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce
Generalnie wolałbym, aby każdy z zawodników SGP miał odwagę deklarować "tak, jadę po tytuł". W końcu to są mistrzostwa świata, piętnastu najlepszych żużlowców globu, dlatego powinny ich cechować wysokie ambicje. Żadnego "chcę być w szóstce", "zobaczymy, co się wydarzy". A można by tu wypisać co najmniej kilka nazwisk zawodników, którzy uciekają się do takich "zabezpieczeń". Najpewniej z tego powodu nigdy nie będą mistrzami świata.
Jedna rzecz mi się jednak nie podoba. Sugerowanie ze strony Madsena, że "powinien być mistrzem świata w zeszłym roku". Zakładam podobnie jak Jan Krzystyniak (czytaj więcej o tym TUTAJ), że Duńczyk ma na myśli kontuzję, z jaką borykał się w końcówce sezonu. Że gdyby był w pełni sił, to najpewniej pokonałby Zmarzlika.
Takie sugestie są pozbawione sensu, bo czasu nie cofniemy. Co ma powiedzieć chociażby Maciej Janowski, który przez uraz opuścił inauguracyjną rundę SGP w Warszawie, a w kolejnej nie był w pełni dysponowany? Że powinien być brązowym medalistą mistrzostw świata?
Równie dobrze można odwrócić kota ogonem i napisać, że Madsen powinien znaleźć się w dolnych rejonach czołowej ósemki SGP, bo w co najmniej kilku sytuacjach dopisało mu szczęście. A to sędzia zapomniał dać mu drugie ostrzeżenie, co skutkowałoby jego wykluczeniem z jednego czy drugiego półfinału, a to przymknął oko na któryś z jego lotnych startów. U Zmarzlika takich sytuacji nie było. Dlatego równie dobrze na koniec sezonu Polaka i Duńczyka mogło dzielić dwadzieścia punktów, a nie dwa.
Czytaj także: Włókniarz na zgrupowaniu w niepełnym składzie?
I mimo wszystko mam nadzieję, że nie spełni się przepowiednia Jana Krzystyniaka, że Madsena po takich wypowiedziach na polskich stadionach będą witać gwizdy. Szanujmy ambicję Duńczyka i chęć realizacji życiowego marzenia, jakim jest tytuł mistrza świata. Przecież takie same miał do niedawna Zmarzlik. I w roku 2020 będzie mieć kolejne - zdobyć tytuł najlepszego jeźdźca globu po raz drugi.