Żużel. Wojciech Lisiecki: Wanda jest mi dłużna 50-60 tysięcy. Od obietnic prezesa puchły uszy (wywiad)

Wojciech Lisiecki jest z kolejnym z szerokiej grupy byłych zawodników Speedway Wandy Kraków, który nie boi się mówić o tym, że został oszukany przez prezesa Pawła Sadzikowskiego. - Jeździłem za darmo. Klub jest mi winny duże pieniądze - oznajmia.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Wojciech Lisiecki WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Wojciech Lisiecki
Kamil Hynek, WP Sportowe Fakty: Ile jest panu winna Wanda Kraków?

Wojciech Lisiecki, były zawodnik Speedway Wandy Kraków: Między pięćdziesiąt, a sześćdziesiąt tys. zł. Każdy może sobie sam odpowiedzieć na pytanie, czy są to skromne środki. A byłem wystawioną do wiatru instytucją charytatywną, która ciągle się zadłużała w obawie, że, gdy odmówi przyjazdu na mecz dostanie po kieszeni.

Ma pan również niezapłaconą karę w kwocie jednego 1 tys. zł wynikającą z otrzymania żółtej kartki. W jakich okolicznościach pan ją ujrzał?

Menedżer Stanisław Burza wystawił mnie podczas meczu z Poznaniem z rezerwy taktycznej. Staszek krzyknął na jakim polu mam się ustawić, ale podjechałem zgodnie z tym jak stała podprowadzająca, zwłaszcza, że moje zajął już wcześniej Władimir Borodulin. Było to bieg nie programowy, nie miałem czasu tego weryfikować, zostało jedno wolne miejsce więc zawierzyłem w układ na torze, chociaż od początku mi coś nie pasowało. Sędzia przerwał procedurę startu, zrobiło się zamieszanie, ja pod wpływem nerwów machnąłem ręką. Ale moim celem nie był arbiter, który zrozumiał moją intencję opacznie. W konsekwencji z biegu wykluczono mnie i Borodulina, z tym, że ja jeszcze zobaczyłem kartkę.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Ktoś w klubie zadeklarował pomoc, na zasadzie, że np. weźmie tę kartkę na swoje barki i zapłaci ten tysiąc za pana?

Nie było takiej rozmowy. Każdy wie jaka była sytuacja w Krakowie. Wszystko było na naszej głowie. Moc internetu jest jednak potężna, ponieważ po ostatnim artykule, który udostępniłem u siebie na profilu pojawił się spory odzew. Dużo osób zadeklarowało swoje wsparcie, podrzuca różne pomysły, Krzysztof Jabłoński np. napisał komentarz żebym się do niego zgłosił jeśli kara nie będzie umorzona. On wtedy mi ją zasponsoruje. Pamiętajmy jednak, że na tej feralnej kartce nie kończą się bóle głowy. Właściwie one dopiero się zaczynają. Chciałbym nadal uprawiać żużel, ale trzeba mieć jeszcze za co przygotować się do sezonu, zainwestować w sprzęt, serwis silników, wchodzą nowe limitery obrotów. Koszty rosną, a przez dwa lata jazdy za darmo, pogłębiałem tylko długi. W przerwie zimowej trzeba było iść do pracy, wyjeżdżam często do Niemiec żeby sukcesywnie się spłacać wierzycielom, mieć na opłaty i co do garnka włożyć. W tamtym roku wszystko co zarobiłem, zamiast odłożyć wyłącznie łożyłem w uprawianie żużla. Niedawno urodził mi się drugi syn. Dzieci przewartościowują myślenie, naprawdę nie jest lekko, ale nie poddaję się.

Skorzysta pan z oferty Jabłońskiego?

Nie mówię tak, nie mówię nie. Znajomi namawiają mnie do założenia konta "zrzutkowego" podkreślając, że akcja zakończyłaby się sukcesem w błyskawicznym tempie. Są więc różne pomysły, ja się cieszę, że tych zaufanych osób wciąż mam całe mnóstwo.

Wierzy pan w odzyskanie pieniędzy z Wandy?

Przykro to powiedzieć, lecz powoli godzę się z czarnym scenariuszem. A z końcem roku ta nadzieja jeszcze bardziej przygasła.

Jest pan na bieżąco w kontakcie z innymi kolegami z Wandy, konsultujecie się, jakie poczynić następne kroki, np. prawne. Pozew zbiorowy?

Byłem na łączach z jednym człowiekiem, który powiedział, że konsultuje się z innymi prawnikami i będzie dawał znać jeśli coś ruszy się do przodu. Na razie jednak ciągle jest cisza.

Jest na horyzoncie klub, który chciałby pana przygarnąć?

Była szansa podpisania kontraktu warszawskiego na miejscu, w Rawiczu. Nawet do tego doszło, ale centrala mi go nie uznała z względu na tą nieszczęsną kartkę. Osiadłem w tym mieście kilka lat temu i byłaby to dla mnie najwygodniejsza opcja. Myślę, że udałoby się występy w tym klubie pogodzić z pracą, bo jak doskonale wiemy, jak się nie ma miedzi, to się na czterech literach siedzi. No, ale jak wcześniej wspomniałem dopóki nie ureguluje opłaty za "żółtko" nie ma tematu.

Jest szansa, że PZM tę kartkę panu anuluje?

Nie mam pojęcia. Ta sprawa dopiero niedawno została nagłośniona i zobaczymy co przyniesie przyszłość.

Wykazał się pan dużą cierpliwością jak na to, że Wanda nie przelała panu ani złotówki, a mimo to siedem meczów zapisał pan przy swoim nazwisku.

Zawsze sobie powtarzam, że jak ma się miękkie serce, to należy mieć twardy zadek. W zwykłym życiu też najczęściej bywa tak, że jak dasz komuś palec, to on zaraz bierze całą rękę i jesteś tym najgorszym.

Same podróże nieźle dały panu w kość.

Licząc dojazdy w tę i z powrotem do Krakowa uzbiera się z 800 km, auto też nie jest na powietrze, trzeba je zatankować. Nie wspominając o nowych oponach do motocykli, olejach, serwisach.

Podobno prezes Sadzikowski namawiał was zawodników do przyjazdu na zawody w zamian, że "coś" wypłaci. 

Uszy puchły od przeróżnych historii, dawaliśmy się wiele razy podejść i nabrać na obietnice prezesa.  Była taka sytuacja, że za ostatnie zaskórniaki, na dodatek pożyczone zapakowałem i "zalałem" busa, aby dostać się na zawody. Ale wystarczyło mi benzyny tylko w jedną stronę. W drugą miałem już się udać za kasę, którą miałem otrzymać po przybyciu do Krakowa. Nie muszę dodawać, że ponownie zrobiono sobie z nas słaby żart i nabito w butelkę. Człowiek tak popatrzy z boku i puka się po czole jaki był głupi i łatwowierny. Wystarczyło powiedzieć pas i do widzenia.

Czuł się pan jak niewolnik klubu, który nie może nic zrobić, bo jest obwarowany kontraktem?

Prawa zawodników są wyraźnie mniejsze niż działaczy klubowych. Każde nasze potknięcie jest wnikliwie analizowane i może przysłużyć się do kary, natomiast my klubowi za nie wywiązywanie się z umów nic nie możemy zrobić.

Zadam tradycyjne pytanie, ale raczej nie spodziewam się innej odpowiedzi niż "nie". Ma pan kontakt z prezesem Pawłem Sadzikowskim?

Próbowałem telefonować w nowym roku, ale łatwo się domyśleć, że połączenia uderzały w próżnię. Przed końcem starego roku tliła się jeszcze iskierka optymizmu, że jakieś pieniądze spłyną. Prezes zaserwował tradycyjną formułkę, że czeka na transze, ale nagle, że tak powiem zerwało nam linię i od tej pory głucho.

CZYTAJ TAKŻEStal już poluje na Vaculika. Temat Karczmarza trzeba przeciąć
CZYTAJ TAKŻE: Prezes grzyb zagrał va banque z Kasprzakiem?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×