Żużel. Prezes Grzyb poszedł va banque dając dwuletni kontrakt Kasprzakowi? Komarnicki mówi o zerowym ryzyku

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak, Marek Grzyb, Stanisław Chomski
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak, Marek Grzyb, Stanisław Chomski

Krzysztof Kasprzak był o krok od pożegnania ze Stalą Gorzów. Nowy prezes Marek Grzyb w ostatniej chwili wyrwał go z objęć Speed Car Motoru Lublin i namówił do pozostania. Dar przekonywania okazał się tak wielki, że zawodnik podpisał 2-letni kontrakt.

Niektórzy zastanawiają się, czy szef klubu nie podjął za dużego ryzyka podstawiając zawodnikowi pod nos długoterminową umowę. Czy Krzysztof będzie po prostu potrafił się odpłacić skuteczną jazdą w nachodzących rozgrywkach? A bez tego ani rusz jeśli gorzowianie chcą ponownie liczyć się walce o fazę play-off PGE Ekstraligi.

Obawy nie są bezpodstawne.  z sezonu na sezon jest coraz bardziej chimeryczny, a honorowy prezes  uknuł nawet stwierdzenie, iż 35-latek jest świetną inwestycją, ale w lata parzyste.

- Nie uważam jednak żeby związanie się z Kasprzakiem do końca 2021 roku było hazardową zagrywką na zasadzie, albo się uda albo nie. Zawodnik doskonale zdaje sobie sprawę, ile dla niego zrobił nowy prezes i ile wysiłku włożył żeby Krzysztofa zatrzymać - wyjaśnia nieco łamiąc swoją teorię Komarnicki.

ZOBACZ WIDEO Mistrz świata zdradził, ile wydaje na sprzęt. Suma przyprawia o zawrót głowy

W kuluarach mówi się, że są trzy główne powody, dla których wicemistrz świata z 2014 roku zdecydował się na przedłużenie trwającego już osiem lat małżeństwa ze Stalą. To zmiana prezesa, z Ireneusza Macieja Zmory na Marka Grzyba, spłata zaległości oraz sięgnięcie głębiej do kieszeni i podwyżka, pozwalająca w ostatniej chwili wyciągnąć zawodnika niemal z pewnej przeprowadzki do Lublina.

Ktoś powie, że to szaleństwo, ponieważ jesteśmy po sezonie po którym Kasprzak powinien zapaść się ze wstydu pod ziemię. Brak wartościowych polskich seniorów na rynku ponownie zagrał jednak na jego korzyść. Komarnicki, który ściągał przed sezonem 2012 Krzysztofa do Gorzowa, patrzy na to w nieco szerszej perspektywie.

- Ten żużlowiec zrozumiał, że ma tutaj niedokończoną misję. Musi się zrehabilitować za poprzednie rozgrywki. Prezes Grzyb też nie jest człowiekiem z pierwszej, lepszej łapanki. Jak znam życie, panowie spojrzeli sobie głęboko w oczy i uścisnęli dłonie pewni swoich kroków - kontynuuje pan Władysław.

- Mimo momentów słabości, proszę pamiętać, że największe sukcesy Krzysztof święcił w barwach Stali. W przekroju całej jego gorzowskiej kariery bilans zysków i strat i tak bez dwóch zdań wychodzi na znaczny plus. To też miało znaczenie - dodaje na koniec

CZYTAJ TAKŻE: 
Aktor oddał Dowhanowi część kasy
Komitet TUE odrzucił wniosek Drabika. Będzie postępowanie dyscyplinarne

Źródło artykułu: