Po serii kiepskich wyników Jacek Frątczak pożegnał się z toruńskim klubem w trakcie sezonu 2019. Od tej pory zniknął z żużla, choć nie wyklucza, że w przyszłości znów zobaczymy go biegającego po parku maszyn z programem w ręku i skaczącego po bandach.
Na razie nie ma na to jednak szans. Frątczak zaangażował się w wiele biznesowych projektów niezwiązanych z czarnym sportem i to im się w pełni oddaje.
- Jestem skupiony na ich pilnowaniu i rozwijaniu. Natłok obowiązków jest ogromny. Dużo podróżuję i przebywam poza miejscem zamieszkania. Dobrze mi z tym, że stoję na razie obok speedway'a - mówi.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: miało być efektownie, wyszedł fatalny kiks z rzutu karnego
Brak czasu na inne poboczne działalności jest głównym powodem, dla których Frątczak nie widnieje na rynku wolnych agentów. - Temat jest szeroki i wielowątkowy. Nie wyobrażam sobie żebym zrezygnował z obecnie podjętych działań. Mówiąc wszystkim przy okazji, przepraszam, ale miłość do pasji znów zwyciężyła i zostawiam was samych na placu boju. To nie w moim stylu.
- Moje miejsce w strukturach biznesowych jest całkiem inne niż rok temu. Zakres obowiązków znacznie się poszerzył. Dano mi do ręki więcej narzędzi. Pracujemy na kilku obszarach na raz. Mam teraz więcej spokoju, czystej głowy i mniej stresu - dodaje.
Drużyna z Torunia już bez Frątczaka u steru nie wykaraskała się z trudnego położenia i spadła z PGE Ekstraligi. Dla samego menedżera był to ciężki okres pod względem fizycznym, psychicznym, ale i zdrowotnym. - Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ostatnie doświadczenia otworzyły mi oczy na różne rzeczy. Wynoszę z tamtych miesięcy cały bagaż doświadczeń. Nie będę ukrywał, że rozstanie z Get Well pewne sprawy przyspieszyło. To z czym mieliśmy ruszyć od października, czyli po zakończeniu sezonu wdrożyliśmy już od czerwca - podkreśla.
Kiedy zatem Frątczak ponownie będzie facetem do wzięcia w ujęciu żużlowym? - Bliżej nieokreślona data i perspektywa. Ale gdybym powiedział, że mnie ta robota nie interesuje, albo, że obraziłem na dyscyplinę, można by mnie uznać za kłamcę. Sport ma to do siebie, że nie znosi próżni. Następni zawodnicy kończą kariery, są świeże spojrzenia na speedway - wyjaśnia.
Jeden z najmłodszych menedżerów jest świadomy, że po nieudanej, ubiegłorocznej przygodzie w Toruniu przylgnęła do niego łatka głównego winowajcy degradacji Get Well. - Dlatego nie sądzę żeby ktoś chciał takiego Frątczaka - dopowiada.
Co nie zmienia faktu, że tuż przed otwarciem okienka transferowego zgłosił się do niego jeden ekstraligowy klub. - Przyznaję, propozycja rzeczywiście się pojawiła. Była całkiem konkretna. Prowadziłem rozmowy, nawet dość zaawansowane, ale zwyciężył zdrowy rozsądek i aspekty zawodowe, o których wcześniej szerzej wspomniałem - zaznacza i od razu dorzuca. - Toruń był świetną lekcją, obecnie z dużo większym dystansem podchodzę do żużlowej aktywności.
CZYTAJ TAKŻE: Gollob nie chce chudych żużlowców
CZYTAJ TAKŻE: Buczkowski chce jeździć, ale lekarze mówią stop