Żużel. Bartosz Zmarzlik nadal ma marzenia. "Wciąż jestem sportowcem niespełnionym"

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

Bartosz Zmarzlik nie zamierza spoczywać na laurach. Aktualny mistrz świata przyznał, że wciąż czuje się sportowcem niespełnionym. Nadal ma marzenia, o których spełnienie będzie walczyć.

W tym artykule dowiesz się o:

Ubiegły rok był dla Bartosza Zmarzlika bardzo udany. Polak wdrapał się na sam szczyt i sięgnął po tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Cenne osiągnięcie to już jednak przeszłość. Teraz utalentowany żużlowiec chce się skupić na realizacji kolejnych marzeń.

- Mam przed sobą jeszcze wiele lat kariery sportowej, dlatego to, co robię już od jakiegoś czasu, jest po to, by spełniać marzenia. A marzeń i celów mam jeszcze wiele. Wciąż jestem sportowcem niespełnionym, mam jeszcze wiele do zrobienia - powiedział podczas rozmowy z "Gazetą Lubuską".

Każdy młody sportowiec marzy o tym, by zostać mistrzem świata. Takie marzenie siedziało również w głowie Zmarzlika. - Było ono przy mnie od samego początku, od dziecka. Nie chcę już jednak wracać do tego, co było w październiku. Mamy luty, trzeba więc powoli ubierać kevlar, śledzić prognozy pogody, oczekiwać na słońce, by można było znów rozpocząć nowy rozdział kariery - dodał.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kuriozalna sytuacja na meczu rezerw Realu. Bezmyślne zachowanie Rodrygo

Ubiegłorocznej walce Polaka o mistrzowską koronę towarzyszyła spora presja. Wszyscy wierzyli, że jest w stanie zostać czempionem globu. Oczekiwania rosły z rundy na rundę. Co nasz mistrz poczuł po osiągnięciu celu?

- Na pewno wielką ulgę, bo czułem dużą presję, którą zresztą między innymi sam na siebie nakładałem. Do tego dochodził stres. W efekcie jednak to wszystko dało wspaniałe chwile. Po nich ułożyłem sobie kolejne plany i marzenia - podsumował Bartosz Zmarzlik.

Czytaj także:
- Ronny Weis potwierdził klasę. W wielkim stylu przypieczętował triumf w cyklu 
- Kibice Startu nie zabijają się o karnety. Dramatu jednak nie ma 

Źródło artykułu: