Ta ostatnia próba miała miejsce, kiedy Greg Hancock jeździł dla Ireneusza Nawrockiego i jego Stali Rzeszów. Grudziądzanie byli wtedy zainteresowani wypożyczeniem Amerykanina, ale rzeszowianie nie wydali zgody na taki ruch. - W sumie zrobiliśmy dwa podejścia, ale z żadnego nic z tego nie wyszło. Żałujemy, bo to przecież ikona światowego żużla - mówi nam Zdzisław Cichoracki, członek rady nadzorczej MRGARDEN GKM-u.
- Szkoda, że już skończył się ścigać, bo zostanie na zawsze naszym niezrealizowanym planem. Gdyby nadal jeździł, to pewnie ten pomysł chodziłby nam ciągle po głowie. A tak nie mamy innego wyjścia, jak o tym zapomnieć i życzyć mu wszystkiego najlepszego - tłumaczy Cichoracki.
Grudziądzanie mówią, że Hancock z kilku powodów zawsze wydawał im się idealnym kandydatem od jazdy w GKM-ie. - Po awansie do PGE Ekstraligi mieliśmy problemy z jazdą na wyjazdach. Szukaliśmy kogoś, kto będzie skuteczny na obcych torach i pomoże reszcie drużyny wskoczyć na wyższy poziom. Hancock wydawał nam się do tej roli idealny, bo zawsze chętnie dzielił się z zespołem swoim doświadczeniem - przekonuje Cichoracki.
- Poza tym to przyjaciel Billy'ego Hamilla, w którym zakochał się cały Grudziądz. Przez długi czas tworzyli duet. Zawsze byliśmy przekonani, że Greg równie szybko przekonałby do siebie naszych kibiców - podsumowuje Cichoracki.
Zobacz także:
Dudziak mdlała, Karolak stracił fortunę. Celebryci zakochani w żużlu
Wystarczyły trzy maile. W Lokomotivie nie boją się kotów worku, na kontrakcie Sundstroema wygrają obie strony?
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a