Historia związana z naszym wyjazdem do Stanów Zjednoczonych rozpoczęła się kilka miesięcy temu. Zaprosił nas promotor tamtejszego żużla Patrick Bedford. Zaproponował udział w zawodach Celebration of Speed. Nieco z konieczności nasza podróż rozpoczęła się dwa dni wcześniej, niż planowaliśmy. Dało nam to możliwość zwiedzenia Nowego Jorku, w czym pomógł nam promotor zawodów w Cuddebackville, pochodzący z Polski Voytek Dojka.
Żużel nie jest tam znaną dyscypliną, choć w stanie funkcjonują trzy tory, a w planach jest reaktywacja czwartego. Do zabawnej sytuacji doszło podczas zwiedzania Trump Tower.
Ochrona obiektu na wieść o tym, że pochodzimy z Polski, zaczęła wymieniać nazwiska polskich piłkarzy. Robert Lewandowski, Emmanuel Olisadebe, a… nawet Krzysztof Piątek - wymieniali nazwiska. Gdy dowiedzieli się, że jesteśmy sportowcami amatorami z wyraźną ciekawością dopytywali, czym się zajmujemy. Gdy tłumaczyliśmy, że ścigamy się na motocyklach bez skrzyni biegów i hamulców, byli w niemałym szoku.
Jeździectwo na motocyklach
W końcu, w środę, dotarliśmy do Shelbyville. To miasteczko liczące około 15 tysięcy mieszkańców. Leży nieco ponad godzinę drogi od lotniska w Nashville - słynnej stolicy muzyki country. Tam najważniejszymi dyscyplinami sportowymi są futbol amerykański i futbol. Istnieje cały kompleks obiektów, na których na co dzień odbywają się imprezy związane z jazdą konną.
Jednym z nich jest hala Calsonic Arena, na której tydzień wcześniej przeprowadzono zmagania w motocrossie, a następnie zaadaptowano ją do wyścigów żużlowych. Niemalże w pojedynkę organizacji zawodów Celebration of Speed podjął się tamtejszy promotor, w przeszłości utalentowany przedstawiciel flat tracka, nasz gospodarz Patrick Bedford.
Dodajmy, że flat track to wyścigi motocyklowe odbywające się na owalnych torach. Zawodnicy rywalizują w kilkunastu grupach na motocyklach o różnych pojemnościach, m.in. na odpowiednio przystosowanych maszynach crossowych, a nawet na Harleyach.
Nawierzchnia na pierwszy rzut oka wyglądała dobrze, ale został popełniony jeden błąd podczas przygotowań. - W środę i czwartek personel zajmujący się areną wylał zbyt dużo wody - przyznał Bedford. Zawodnicy ruszyli do pomocy. Jeszcze na kilkadziesiąt minut przed planowanym rozpoczęciem zawodów m.in. David Pieper, żużlowiec z Kolorado, brał czynny udział w przygotowaniach nawierzchni. W prace włączyliśmy się również my.
Z powodu trudnych warunków torowych odwołany został trening z mistrzem świata z 1996 roku Billym Hamillem. Ale na szczęście zawody się odbyły. - Punkty nie są w tym momencie najważniejsze. Przede wszystkim bezpieczeństwo - apelował dwukrotny mistrz USA Aaron Fox. I zawodnicy wzięli sobie jego słowa do serca. Nikt nie ucierpiał, nie było żadnego upadku.
- Od razu było wiadomo, że łatwo nie będzie, jeżeli chodzi o jazdę. Poza Kalifornią Amerykanie żyją flat trackiem, nie mają wielu torów, jakie znamy z Europy, ze specjalnie przygotowaną nawierzchnią czy dmuchanymi bandami. Pasjonaci, którzy próbują reaktywować żużel w Tennessee, wykorzystują obiekty, jakie są dostępne i z różnego rodzaju nawierzchnią - opowiada Cezary Kozanecki.
- Bardzo podziwiam Patricka, który bardzo mocno angażuje się w promowanie żużla w tym rejonie USA. Tak naprawdę ma multum rzeczy na głowie, dużo robi sam - dodał Jarosław Wawrzyniak.
Podczas zawodów do dyspozycji mieliśmy cztery motocykle - dwa z nich zapewnił nam organizator, kolejne pożyczyli inni żużlowcy - Tony Westbrook i Mike Jaudon. Pierwszy raz mieliśmy okazję ścigać się na dystansie czterech okrążeń, a nie jak w przypadku polskiego żużla amatorskiego - dwóch.
W małym finale Dywizji II wystartowało trzech przedstawicieli AKŻ Speedway Ostrów oraz pochodzący z Polski, a mieszkający w Chicago Lukas Michalski. To właśnie on sięgnął po trzy punkty, natomiast pozostali wjechali na metę równocześnie. Odbyły się także pokazowe wyścigi jeden na jednego USA - Polska. Jarosław Wawrzyniak wyprzedził niepokonanego do tej pory Marka Fillebrowna.
W Dywizji III startował Cezary Kozanecki. W rundzie zasadniczej trzykrotnie dojechał do mety na czwartej pozycji (ścigano się po pięciu zawodników), a w finale sprawił sporą niespodziankę - wyprzedził dwójkę rywali i sięgnął po pierwsze podium podczas swojej przygody z żużlem amatorskim. - Odniosłem w swojej karierze pierwszy sukces - cieszył się po zawodach.
Co ciekawe, nie odbyła się dekoracja najlepszych zawodników w takiej formie, jaką znamy z polskich torów, a więc z wchodzeniem na podium. Odbiór pucharów i medali odbywał się w... okienku biura zawodów.
Ucieczka przed tornado
Nasz przyjazd wywołał niemałe poruszenie wśród zawodników oraz lokalnej społeczności. Dość niespodziewanie staliśmy się tam rozpoznawalni. Mieliśmy okazję rozdawać autografy czy pozować do zdjęć również poza stadionem.
- Przyjazd Polaków był najlepszą częścią imprezy - cieszył się Bedford. - Byliśmy pod wrażeniem profesjonalizmu wszystkich polskich zawodników, którzy przyjechali w klubowych strojach i z jednolitymi kevlarami.
Prezentacja uczestników wyglądała tam zupełnie inaczej niż w Polsce. Kolejno wywoływani zawodnicy wychodzili z tunelu na środek toru. Pod wrażeniem był mistrz świata Billy Hamill, któremu zaimponowała postawa polskich zawodników. Po wyjściu na środek przybiliśmy piątkę z wszystkimi pozostałymi żużlowcami.
Cieszą nas komentarze innych uczestników. - Dziękujemy za przybycie i pokazanie, jak być profesjonalną drużyną. Jesteście prawdziwymi ambasadorami sportu żużlowego i Polski - powiedział Cameron Brooks.
Po zawodach była okazja do świętowania sukcesu. Sieć obiegło zdjęcie z jednej z lokalnych restauracji, gdzie pojawiliśmy się po zakończeniu zawodów, w pełnym żużlowym rynsztunku, a więc we wszystkich ochraniaczach i kevlarach.
Dzień później po raz pierwszy zobaczyliśmy na żywo, jak wygląda flat track, a więc dyscyplina, która w USA jest znacznie popularniejsza od żużla. Do rywalizacji w kilkunastu grupach przystąpiło 180 zawodników, co było rekordowym wynikiem podczas zawodów organizowanych w Shelbyville. Wśród uczestników znaleźli się m.in. Chaz Meiman i Mike Miller - czołowa dwójka z zawodów żużlowych. Był to też czas na rozmowy z amerykańskimi żużlowcami.
Ostatniego dnia zwiedziliśmy fabrykę Jacka Danielsa, która znajduje się zaledwie kilkaset metrów od sklepu i warsztatu Patricka Bedforda. W poniedziałek rano ruszyliśmy w podróż powrotną i jak się okazało, mieliśmy furę szczęścia. Niedługo po tym, jak z Nashville wylecieli ostatni zawodnicy, przez stan Tennessee przeszło tornado, które w znacznym stopniu zniszczyło lotnisko.
W żużlową wyprawę za ocean wybrała się czwórka zawodników AKŻ Speedway Ostrów: Mateusz Kozanecki, Cezary Kozanecki, Jarosław Wawrzyniak i Michał Waluszyński. - Jedno jest pewne, to była przygoda naszego życia - skomentował ostatni z nich.
Czytaj także:
- Mateusz Kozanecki: Jedziemy do Stanów Zjednoczonych, wystartujemy w Tennessee
- Polski zawodnik na podium w USA! Przeszedł z piątego na trzecie miejsce