GKSŻ po konferencji premiera Mateusza Morawieckiego ogłosiła konsultacje z klubami. Wiceprzewodniczący Łukasz Szmit raczej wyklucza, że prezesi będą chętni do jazdy bez udziału publiczności. To zresztą potwierdza się w rozmowach z działaczami, którzy wyłożyli na stół kilka liczb. Ich analiza prowadzi do wniosków, że zamknięcie stadionów dla fanów nawet na jedną kolejkę oznacza katastrofę.
- W każdym żużlowym budżecie mamy cztery filary: kibice, samorząd, pieniądze z telewizji i od sponsora rozgrywek oraz pozostałe środki sponsorskie. Wyciągnięcie jednego z tych klocków powoduje, że wszystko się od razu rozjeżdża - mówi nam prezes Speed Car Motoru Jakub Kępa.
- Jeden mecz bez kibiców w PGE Ekstralidze to straty rzędu nawet 400 tysięcy złotych. A tak naprawdę tyle wystarczy, żeby był gigantyczny problem z zamknięciem budżetu - tłumaczy Marek Grzyb, który zakłada, że na pierwsze spotkanie jego truly.work Stali Gorzów z Fogo Unią Leszno przyszłoby nawet 10 tysięcy fanów.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Jeszcze większy problem mają kluby, które biły rekordy w sprzedaży karnetów. W tym miejscu trudno nie wspomnieć o szalonych kibicach Speed Car Motoru Lublin, którzy wykupili 7500 abonamentów. - Średnia cena karnetu to 320 zł - podaje prezes Kępa.
A to oznacza, że Speed Car Motor zarobił na sprzedaży karnetów około 2 400 000 zł! Oczywiście, klub nie straciłby od razu wszystkich pieniędzy, bo wszystko zależy od tego, ile meczów miałoby odbyć się bez udziału publiczności.
W niższych ligach działacze też łapią się za głowy. Mówią, że jazda bez kibiców jest wykluczona. A najgorzej mieliby ci, którzy nie dostają wielkiej kasy z miasta i bazują na wpływach sponsorskich. - Wpływy z jednego meczu to dla nas 120 tysięcy złotych. Zakładam frekwencję na poziomie 5500 widzów, bo taka była nasza ubiegłoroczne średnia - podaje Radosław Strzelczyk z Arged Malesa TŻ Ostrovii.
- Jak mam przykryć taką dziurę? Nasz klub bazuje na małych i średnich firmach. Najwięcej mamy sponsorów, którzy przelewają po 5 tysięcy złotych w skali roku. A to oznacza, że do zasypania jednego meczu bez kibiców potrzebuje ponad 20 nowych umów. To jest niewykonalne. Czasami za jednym sponsorem chodzimy kilka miesięcy. Mówimy o bardzo mozolnej pracy - tłumaczy Strzelczyk.
Kolejny temat to realizacja umów ze sponsorami, którzy raczej nie będą zadowoleni z pustych stadionów. - Sztywnych zapisów, że musi być kibic nie ma, ale co z tego? W tym biznesie chodzi o zadowolenie obu stron - mówi nam Marek Grzyb.
- Nie na tym polega marketing. Sponsor ma być zadowolony i zostać z klubem. Jeśli zaserwujemy mu mecze bez kibiców, to albo będzie szukać paragrafów, by przerwać współpracę, albo nie zostanie z nami na kolejne rozgrywki. To byłoby najgorsze rozwiązanie, bo praca, którą wykonywaliśmy w klubach przez wiele lat, zostałaby natychmiast rozmieniona na drobne - podsumowuje Strzelczyk.
Do strat związanych z brakiem widzów należy zatem doliczyć odpływ sponsorów. A to powoduje, że jazda publiczności staje się całkowicie nierealnym scenariuszem. W ciemno można założyć, że PGE Ekstraliga, GKSŻ i kluby będą szukać podczas konsultacji innych rozwiązań.
Zobacz także: Trzeba przekładać pierwsze kolejki na czerwiec i założyć scenariusz bez play-off