W ubiegłym tygodniu ogłoszono, że wszystkie kwietniowe mecze ligi duńskiej zostaną przeprowadzone w późniejszym terminie. Jednocześnie podkreślono, że może dojść do kolejnego opóźnienia inauguracji sezonu, jeżeli 1 kwietnia nie będzie możliwości trenowania.
- Myślę, że nierealne jest, aby mecze odbywały się w Danii lub gdziekolwiek indziej w maju. Najwcześniej w czerwcu, może w lipcu - skomentował Ib Soeby, komentator duńskiej telewizji, w rozmowie z portalem fyens.dk.
Podobnego zdania jest Annette Vesterskov, przewodnicząca związku ligi i przedstawicielka Teamu Fjelsted. Uważa, że zmagania mogą ruszyć w wakacje, ale najpierw trzeba dać czas zawodnikom na treningi.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"
- Niestety, ale może być tak, że dopiero w czerwcu pojawi się szansa na przeprowadzenie meczów. Zgadzamy się z ogłoszeniami władz i bierzemy pod uwagę bezpieczeństwo zawodników. Muszą mieć wystarczająco dużo czasu na trening, zanim pojadą w meczu - powiedziała Vesterskov.
Jeżeli liga duńska wystartuje w czerwcu, około dwudziestu spotkań będzie musiało zostać przełożonych. Dla tamtejszych działaczy problemem mogą być rozgrywki prowadzone w... Polsce.
- Polska najprawdopodobniej będzie próbowała rozegrać jak najwięcej meczów, co może powalić nas wszystkich. To jedna z moich głównych obaw - tłumaczy Vesterskov. - Możemy jeździć w lipcu, gdzie nie mamy na ten moment zaplanowanych żadnych spotkań, ale co jeśli Polacy również będą chcieli wykorzystać lipiec do maksimum? - dodała.
Problemy dotknąć mogą także rywalizację międzynarodową. Na 25 kwietnia zaplanowano pierwszy półfinał Speedway of Nations z udziałem reprezentacji Danii. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby zmagania odbyły się w terminie.
- Kto wyobraża sobie półfinał w Landshut 25 kwietnia lub Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie z 55 tysiącami widzów na trybunach? Ja tego nie widzę - skomentował sytuację Ib Soeby.
- Wielu sponsorów klubów to firmy, które poważnie ucierpią wskutek kryzysu związanego z koronawirusem i będą miały problemy ze wspieraniem zespołów. Wszystko kieruje się ku temu, że po kieszeniach dostaną zawodnicy. Jeśli w kwietniu ani liga polska, ani inne rozgrywki nie wystartują, wszystko może runąć jak domek z kart - zakończył Soeby.
Czytaj także:
- Prezesi nie chcą pierwszej ligi bez możliwości awansu! Nikt nie zamierza cierpieć dla PGE Ekstraligi
- Ostafiński z Cegielskim biorą się za łby. Ostra kłótnia o Pawlickich i renegocjacje kontraktów