Koronawirus. Marcin Momot: Rok bez żużla to potężny cios dla mechaników. Wielu odejdzie, a już jest deficyt (wywiad)

- Jeśli sezonu nie będzie w ogóle, to wielu ludzi ze sobą w parku maszyn już się nie spotka. Będzie na pewno mniej mechaników, a i z wieloma zawodnikami może być podobnie - mówi nam Marcin Momot, menedżer Antonio Lindbaecka i żużlowy mechanik.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
GP Australii i ostra walka na torze Antonio Lindbaeck na prowadzeniu WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / GP Australii i ostra walka na torze. Antonio Lindbaeck na prowadzeniu.
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jak w pana przypadku wygląda nowa rzeczywistość?

Marcin Momot, mechanik, menedżer Antonio Lindbaecka: Nic wielkiego. Nuda, ale też sporo rozmyślań o tym, co nas wszystkich czeka. Czekam i się martwię, ale nie tracę nadziei. To na pewno boli, że wykonaliśmy tyle pracy, wszystko jest gotowe, a nie możemy jechać. Poza tym wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Na początku niewielu z nas zdawało sobie sprawę z powagi sytuacji. W ciągu kilku dni świat, który znaliśmy, zaczął się gwałtownie zmieniać, a teraz nie ma po nim nawet śladu.

Czy pan i inni mechanicy martwicie się, jak będzie wyglądać wasze jutro?

Różne myśli przechodzą nam przez głowę, kiedy czytamy to, co pisze się w mediach. A ostatnio robimy to z nudów. Niektórzy ustalają już stawki zawodników, mówią o wielkiej renegocjacji, więc to na pewno działa na wyobraźnie. Tak naprawdę nie wiemy, na czym stoimy. Jesteśmy jednak po rozmowach ze sponsorami, którzy nam pomagają i na razie nie ma drastycznych ruchów. Antonio jest bardzo rozsądnym człowiekiem i wiele rzeczy doskonale rozumie.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

Czyli pan i cały team jest spokojny o pracę?

Tak. Trzeba jednak pamiętać, że sytuacja jest dynamiczna. Nie wiemy, kiedy to wszystko ruszy. Może okazać się, że całkiem niedługo. Poza tym u nas jest ludzkie podejście. Antonio doskonale rozumie, że wszyscy mają rodziny. Ja jako menedżer jestem tego samego zdania. Musimy dbać o tych chłopaków. Dobrze, że w ogóle rozmawiamy, bo to dobry moment, żeby powiedzieć, że jest ich coraz mniej.

Mówi pan o mechanikach.

Tak. Chciałbym się o wszystkich tych chłopaków trochę upomnieć. Im należy się wielki szacunek. Zawodnicy to rozumieją i mają świadomość, że bez nich żużla nie będzie, ale warto mówić o tym głośniej.

Tylko jak długo bez jazdy zawodnicy będą w stanie utrzymywać mechaników?

Nie wiem. Trudno mi to przewidzieć. Nikt nie wie, co będzie dalej. Ja też nie wiem, co panu powiedzieć. Może jedynie tyle, że jestem zirytowany, bo na co dzień mam wszystko poukładane na tip-top, a obecnie jest to niemożliwe. Teraz mamy sytuację nadzwyczajną i niewiele możemy zrobić. Jeśli chodzi o nasz team, to ustaliliśmy na razie plan B.

Co to znaczy?

Mamy ustalone, jak działa team do końca maja. Jeśli ten czas upłynie i nic się nie zmieni, to będziemy kreślić kolejny scenariusz. Ja nadal jestem optymistą, choć w obecnych czasach nie jest łatwo. Na razie nikt nowej pracy nie szuka. Najważniejsze jest zdrowie. Musimy czekać. Dodam jednak, że nie potrafiłbym teraz powiedzieć któremuś z mechaników, że ma szukać nowej roboty. Zbyt wiele dobrego dla nas zrobili.

Pan pracuje akurat w teamie ekstraligowego zawodnika. W niższych ligach mechanicy będą mieć gorzej?

Zaznaczam, że to tylko moje zdanie, ale przeczuwam, że tak właśnie będzie. Stawki i budżety są zupełnie inne. I to jest bardzo zła wiadomość. Kryzysy najmocniej uderzają w najsłabszych.

Czy grozi nam to, że mechanicy zaczną szukać za chwilę innej pracy?

To zależy od podejścia wielu ludzi. Wszystko się ze sobą zazębia. Każdy w środowisku żużlowym ma większy lub mniejszy problem. Jeśli będziemy solidarni, to być może z tego wyjdziemy. Dodam również, że mechaników jest już naprawdę mało. Jeśli to grono się jeszcze zmniejszy, to zrobi się naprawdę niebezpiecznie. Poza tym to nie jest łatwy kawałek chleba. Nie wyobrażam sobie, żeby za taką ciężką robotę można było płacić mniej. Liga obecnie nie jedzie, ale to nie oznacza, że obowiązków będzie mniej. Teraz ładujemy baterie, ale kiedy już to ruszy, to będziemy jeździć non stop.

Niektórzy mówią, że żużla w tym roku nie będzie. Co by to oznaczało dla mechaników?

To będzie tragedia. Nie wyobrażam sobie, żeby nie pracowali przez cały rok. Wtedy będą szukać innego zajęcia, ale z tym też lekko nie będzie, bo w czasach kryzysu pojawi się ogromny problem. Jeśli jednak nie będzie sezonu, to wielu ludzi ze sobą w parku maszyn już się nie spotka. Będzie na pewno mniej mechaników, a i z wieloma zawodnikami może być podobnie.

A jak pan reaguje na doniesienia o konieczności renegocjacji kontraktów?

Niektórzy mają za dużo wolnego czasu, więc wróżą z fusów. Poczekajmy i wtedy zobaczymy. Na razie trudno jest o czymkolwiek mówić, bo nie wiemy, kiedy wrócimy i jaka będzie wtedy sytuacja. Jeśli wystartujemy w maju, to mamy sytuację podobną do tej, kiedy kilka kolejek nie odbywa się ze względu na złą pogodę.

Niezupełnie, bo wtedy sponsorzy i samorządy funkcjonowały w innych realiach. A to od nich w dużej mierze zależy, ile kluby mają pieniędzy.

To prawda, ale poczekajmy jeszcze, bo start ligi w maju może sprawić, że będziemy potrzebować niewielkiej renegocjacji kontraktów. Na razie jest jednak zbyt szybko na takie rozmowy. Kryzys dosięgnie wszystkich, ale poczekajmy na jego skalę. Wtedy dokonamy oceny i podejmiemy działania.

A co z kwotami za podpis? Wyobraźmy sobie sytuację, że zawodnik ją dostał, kupił sprzęt, a ligi nie będzie.

Nie mam pojęcia. Akurat Antonio ma kontrakt dwuletni, więc problem jest nieco mniejszy. To jednak i tak trudny temat. Pewnych rzeczy nie dało się przewidzieć. Temat koronawirusa pojawił się nagle, więc nikt nie myślał wtedy o tym, żeby nie wydawać pieniędzy na sprzęt. Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by wcześniej usiadł. Poza tym, co powiedziałby klub z Zielonej Góry, gdybyśmy przyjechali na pierwsze mecze i wyciągnęli dwa motory z ubiegłego roku? Nikt by tego nie zrozumiał.

Wielu mechaników prowadzi działalność gospodarczą. Są przedsiębiorcami. Jak ocenia pan propozycje, które zawiera rządowa tarcza?

Kołem ratunkowym bym tego nie nazwał. To absurd. Co z tego, że ktoś odroczy mechanikom ZUS, skoro i tak będzie trzeba go zapłacić. Dlaczego nie może być tak jak w innych krajach? Rząd powinien zrozumieć, że wpływy państwa zależą też od przedsiębiorców. Jeśli nie przetrwamy, to nie zapłacimy podatków. Powinni o nas bardziej powalczyć. Tak jest w żużlu, ale także w każdej innej dziedzinie. ZUS powinien zostać anulowany minimum na trzy miesiące. To i tak nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale to już jakiś początek. Poza tym uważam, że wszystkie podatki powinny zostać odroczone o kwartał. Nie mówię, że mamy nie płacić, ale niech to wydarzy się w trochę lepszych czasach. Na razie zaproponowano nam coś w stylu pożyczki bez pierwszej wpłaty.

Zobacz także:
Prezes Włókniarza o propozycji właściciela Rakowa
Ostra kłótnia o Pawlickich i renegocjacje kontraktów

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z Marcinem Momotem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×