Żużel. Druga liga na jednym wózku z PGE Ekstraligą. Nie można ratować tylko jednego produktu

WP SportoweFakty / Marek Bodusz. / Edward Mazur.
WP SportoweFakty / Marek Bodusz. / Edward Mazur.

PGE Ekstraliga jest oknem wystawowym na świat żużlowy. Tutaj jeżdżą najlepsi zawodnicy na świecie i zarabiają największe pieniądze. - Ale nie możemy podłączać pod respirator tylko jej. Niżej mają te same problemy - mówi Jacek Frątczak.

W obliczu panującej pandemii koronowirusa zastanawiamy nie tylko, czy i ewentualnie kiedy ruszą rozgrywki ligowe, ale także jak będą wyglądały. Związki co chwilę zalewają nas nową falą pomysłów na ich uratowanie.

Wiele osób wyraża opinie, że bez względu na różne scenariusze i rozwiązania PGE Ekstraliga i tak sobie poradzi. Nieporównywalnie większy problem może zaistnieć na niższych szczeblach, zwłaszcza w 2. Lidze Żużlowej, która jest ubogim krewnym najlepszej ligi świata. Nieco odmienne zdanie na ten temat ma Jacek Frątczak.

- Ukuło się stwierdzenie, że duża kasa duży kłopot, a mała kasa mały kłopot, ale w tej sytuacji jestem zdania, że wszyscy dzielą ten sam los tylko na innej skali finansowej. Dla prezesa na drugim poziomie 300 tys. będzie gigantycznym zastrzykiem gotówki, ale w PGE Ekstralidze, to już kropla w morzu. Koszty utrzymania klubów, zawodników, teamów są nieporównywalne, ale wprost proporcjonalne do szczebla, na którym występują - mówi.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Dlatego Frątczak nie chciałby, żebyśmy skupiali się wyłącznie na podłączaniu pod respirator PGE Ekstraligi, tam szukali złotych środków, a innych zostawiali w samopas. - To zbiór naczyń połączonych i trzeba ratować cały produkt ligowy, bez wyróżniania kogokolwiek. Nie możemy mówić, że coś nas mniej obchodzi - podkreśla.

Drugi front zawsze będzie stał w cieniu, z tym, że prezesi doskonale o tym wiedzą.  Aktualnie starają się nie wykonywać nerwowych ruchów, ale od niektórych słyszymy, że stoją jedną nogą na polu minowym. Samorządy wstrzymują dotacje, rozmowy ze sponsorami wiszą w próżni.

Ci, którzy mieli zamiar wesprzeć dany klub, teraz albo wykazują większą zachowawczość w negocjacjach, albo po prostu wycofują się rakiem. - Dwa słowa. Kryzys gospodarzy. Tak jest wszędzie - przypomina Frątczak dodając, iż 2 LŻ nie posiada przecież partnera tytularnego i telewizyjnego dla ligi. A to też pewien procent wpływu, którego brakuje.

- Bieg wydarzeń zmienia się dynamicznie. Dwa tygodnie temu, gdy ktoś uprawiał czarnowidztwo i był hejtowany, obecnie jest zmuszony zrewidować swoje poglądy. Naprawdę konia z rzędem temu, kto przewidzi, co będzie dalej. Szczerze? Nie postawiłbym pieniędzy, że jeśli ligi pojadą, zespoły przystąpią do nich w komplecie - kończy.

CZYTAJ TAKŻE: Nakręciliście spiralę, teraz pokażcie, ile jesteście warci
CZYTAJ TAKŻE: GP Polski na PGE Narodowym nie później niż w październiku

Źródło artykułu: