Już wcześniej informowaliśmy, że w wielu klubach żużlowych miejskie dotacje zostały wstrzymane, bo nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle wystartują rozgrywki ligowe. - Tego należało się spodziewać, ale samorządy zmienią zdanie, gdy minie pierwszy szok związany z pandemią - mówi nam były prezes Stali Gorzów Ireneusz Maciej Zmora. - Klubom w tych trudnych czasach samorządy powinny we własnym interesie podać kroplówkę. Lepiej wykonać taki ruch teraz, niż odpowiadać później na oskarżenia, że z powodu braku takiego wsparcia klub zniknął z żużlowej mapy Polski - dodaje Zmora.
- Musimy pamiętać, że kluby sportowe są bardzo mocno zakorzenione w lokalnych środowiskach. Dla mieszkańców, ale też dla samego miasta stanowią wielką wartość. Nadają im charakter i rozpoznawalność, bardzo często będąc ich główną wizytówką i oknem na świat. Odbudowywanie ich z gruzów byłoby wiele trudniejsze i przede wszystkim znacznie droższe niż jednorazowe finansowe wsparcie w tym trudnym okresie - podkreśla były szef Stali.
Rzecz w tym, że coraz częściej słychać głosy, że po wygaszeniu pandemii koronawirusa samorządy będą ciąć dotacje na sport, bo w kolejce czekają ważniejsze wydatki. - Doskonale rozumiem, że miasta będą miały na głowie wiele ważnych wydatków związanych z koronawirusem. Najważniejsze jest życie i zdrowie obywateli. To jest oczywiste i nie wolno robić nic tym kosztem. Jestem jednak przekonany, że pieniądze na sport też się znajdą - przekonuje.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
- Pamiętajmy, że gospodarka zwalnia i wiele inwestycji nie zostanie zrealizowanych lub będą one wykonane za znacznie mniejsze pieniądze. Ceny wszystkich usług mocno spadają, bo brakuje zleceń. Firmy będą szukać sposobu na przeżycie, więc wykonają wiele prac dużo taniej. A to pozwoli na oszczędności w budżecie miasta, co z kolei uwolni dodatkowe środki - wyjaśnia były prezes Stali.
Zmora zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię. Pieniądze na sport nie są największym obciążeniem dla miejskich budżetów. Szef Stali przekonuje, że samorządowa kroplówka dla klubów żużlowych wcale nie będzie taka droga. - Wydatki na sport w skali całego budżetu miasta to zazwyczaj od jednego do trzech procent. To niewspółmiernie mało przy konsekwencjach wynikających z upadku klubu. A odbudowa będzie mozolnym procesem. Nie będzie pracowników i całej grupy sponsorów, która w wielu przypadkach była budowana latami - przekonuje Zmora.
Były szef Stali ma nadzieję, że PGE Ekstraliga prędzej czy później ruszy. Jeśli do tego nie dojdzie, to jego zdaniem kluby może czekać prawdziwa katastrofa. Zmora dodaje również, że lepiej jechać bez kibiców niż rezygnować z rywalizacji całkowicie. - Klubom liga jest potrzebna, bo oznacza wpływy z telewizji, a transmisje są z kolei podstawą do uruchomienia dotacji na promocję. Będzie to z korzyścią dla żużlowców i ich teamów. Kibice, jeżeli nie będą mogli oglądać meczów na stadionach, to z pewnością ze zrozumieniem sytuacji zasiądą przed telewizorami. Jeśli żużla nie będzie w ogóle, to wszystko się posypie. Trzeba walczyć do końca i wierzyć w happy end - podsumowuje Zmora.
Zobacz także:
Były prezes Unii Leszno zaczepia działaczy
Bohaterowie czasu zarazy: Martin Vaculik