Nie wiem już co myśleć o kolejnych propozycjach związków, działaczy, ekspertów w odniesieniu do ratowania lig. Praktycznie codziennie zalewa nas tsunami nowych reform i pomysłów. Z jednej strony, to dobrze, że bez przerwy próbujemy reagować i główkować nad kolejnymi schematami, ale z drugiej idzie totalnie zgłupieć i stracić orientację w terenie.
O awansach i spadkach powiedziano już chyba wszystko. Osobiście, gdybym prowadził szanującą się firmę nie chciałbym wchodzić w sponsoring, gdzie drużyna, którą wspieram jedzie sobie "o nic". Abstrakcja i strzał w stopę. Wolałbym poczekać, zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja i dopiero uderzyć do klubu. Szczerze mówiąc nie wiem, jaki szaleniec zgodzi się na wyrzucanie pieniędzy w błoto. Nawet kibic oglądający mecz z perspektywy kanapy zerkałby na zawody z poczuciem, że coś mu zabrano.
A co jeśli w połowie sezonu tabela podzieli się na pół, dostaniemy ligę dwóch prędkości, szósta, siódma, ósma ekipa będą bez szans na medale? Sparingi są dobre, ale przed początkiem rozgrywek, a nie, kiedy mają zapadać najważniejsze rozstrzygnięcia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Urubko pokazuje, co robić podczas epidemii koronawirusa
Swego czasu debatowaliśmy nad rozbiciem betonu w PGE Ekstralidze, zmianie układu sił poprzez wprowadzanie różnych regulaminowych modyfikacji. Teraz koronawirus może zrobić to za nas. Nikt nie wie jeszcze przecież, w jak dużym stopniu zaraza wyżre dziurę w gospodarce i jak odbije się na finansowaniu klubów, jaką taktykę obiorą samorządy, które w wielu miejscach wstrzymują dotacje. Świat żużla stoi na głowie.
Pięknie sformułował aktualny stan Adam Krużyński: inwentaryzacja dopiero przed nami. Po remanencie i ponownej analizie budżetów w lwiej części zespołów może dojść do zmiany konfiguracji oczekiwań. Jedni będą jak bokser po ciężkim nokaucie, osuną się na matę, będą dochodzić do siebie miesiącami, albo latami, inni z mocną szczęką, zachwieją się na nogach, ale wstaną z lekko pokiereszowaną twarzą.
Przy renegocjacjach kontraktów jeszcze przetrwamy, lecz największych zmian doświadczymy dopiero jednak w sezonie 2021. Możemy otrzymać okres transferowy, jakiego dawno nie było. Niewykluczone, że trzęsienie ziemi na rynku firm wspierających czarny sport doprowadzi do całkiem nowego, zawodniczego rozdania. Co roku się łudzimy, że to będzie ta przełomowa zima, ale teraz, jak nigdy mnóstwo znaków na niebie i ziemi wskazuje, iż nie skończy się na pustych słowach.
Nie zdziwiłbym, gdyby długoterminowe kontrakty, głównie u gwiazd poszły z dymem. Szczególnie w przypadku krótkowzrocznego patrzenia i obniżki żądań tylko na ten rok. Następna kwestia. Kiedy okienko byłoby planowane, skoro rozważany jest wariant z jazdą w listopadzie?
Właśnie dlatego m.in. inicjatywa Joanny Skrzydlewskiej z zamrożeniem kontraktów i wyjęciu ich z kopert po roku przerwy nadaje się do kosza. Plac budowy zacznie się od zera, choć wydłużenie sezonu bez wątpienia będzie grać na korzyść szefów klubu.
Nie wyciągałbym pochopnych wniosków, że za moment żużlowcy w PGE Ekstralidze będą występować za stawki angielskie. Zgodzę się jednak z Markiem Cieślakiem i jakkolwiek, to źle nie zabrzmi, koronawirus pomoże nieco uzdrowić żużel w naszym kraju.
CZYTAJ TAKŻE: Konno pojechał po wódkę do sklepu
CZYTAJ TAKŻE: Maślanka: Do okaleczenia Ekstraligi nie dojdzie