Mamy końcówkę marca. Właśnie słucham wypowiedzi ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, który mówi, że szczyt zachorowań koronawirusa dopiero przed nami. W innych krajach wcale nie jest lepiej, a może nawet jest gorzej. Dlatego nie chce mi się wierzyć, że w tym roku odjedziemy pełen sezon Speedway Grand Prix.
Będziemy mieć krótki i intensywny sezon, a to oznacza cięcia, bo nierealny jest plan, by wyjechać na tor w maju. Niedawno niektórzy zakładali taki scenariusz. Tymczasem widzimy, że korekty w kalendarzu będą nieuniknione. Szacuję, że terminarz SGP ostatecznie będzie mógł liczyć pięć, może sześć rund.
To z kolei rodzi inne pytanie. Który z polskich działaczy zrezygnuje ze swojej rundy? Bo przecież to mają być mistrzostwa świata, a nie mistrzostwa Polski. Przy pięciu czy sześciu rundach, aż trzy nie mogą się odbywać w naszym kraju. Musimy też pamiętać o innych nacjach, gdzie żużel odgrywa jakąś poważniejszą rolę - Danii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, może Rosji.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Mark Loram
Jestem przekonany, że żaden z polskich prezesów nie będzie chciał słyszeć o rezygnacji z polskiej rundy SGP. Przecież we Wrocławiu czy Toruniu zarabiają na nich spore pieniądze. Dlatego może być ciekawie, gdy BSI zacznie rozmowy na ten temat z działaczami.
Chętnych do rezygnacji pewnie byłoby sporo, ale wśród zagranicznych promotorów. Wiemy, jaka tam jest frekwencja na zawodach. Oni też płacą niewielkie kwoty za prawa do ich organizacji i niewiele na nich zarabiają. O ile w ogóle.
Dlatego coś czuję, że BSI stanie przed dylematem. Będą mieli do wyboru zorganizowanie rund w kilku różnych krajach, ale wtedy zgarną mniej pieniędzy. Będą też mogli zostawić w kalendarzu turnieje w Warszawie, Wrocławiu i Toruniu. Tylko, czy to będzie dobrze świadczyć o mistrzostwach, jeśli Polska będzie organizować połowę z zaplanowanych rund?
Czytaj także:
Czarne charaktery. Rafał Sz. nie jest pierwszy
Australijczycy mają problem z powodu koronawirusa