Przed decydującymi biegami Szymon Woźniak wywrócił ustawienia motocykla do góry nogami. Wspólnie z mechanikami zastosował regulacje, z jakich nigdy wcześniej nie korzystał. Zaryzykował i wygrał. A potem cała żużlowa Polska zobaczyła w telewizji mistrza, który płacze jak dziecko. - Nie wzruszam się przy każdej okazji. Uczucia, jakie skumulowały się w tamtej chwili, sprawiły jednak, że nie wytrzymałem - mówił nam Woźniak w wywiadzie udzielonym po wygranym finale IMP w Gorzowie w 2017 roku.
Złoto Woźniaka było mega-sensacją. Wiadomo było, że lubi gorzowski tor, ale kto by pomyślał, że zostawi w pokonanym polu uczestników Grand Prix z Bartoszem Zmarzlikiem na czele. Zwłaszcza że Bartek jechał na swoim domowym torze, a Woźniak sam o sobie mówił, że nie jest żadnym złotym dzieckiem polskiego żużla. Raczej chłopakiem, który kiedyś podkradał babci gazety i z wypiekami na twarzy oglądał ostatnią stronę. Tę ze sportowymi wiadomościami, gdzie żużla nie brakowało. Jego idolami byli Tomasz Gollob i Mark Loram.
W tamtej chwili, kiedy wieszano mu na szyi złoty medal, na jego telefon przychodziły kolejne sms-y (w sumie 120), a cała kariera przeleciała mu przed oczami. Zobaczył te wszystkie lata ciężkiej pracy, pot lecący z czoła, ludzi, którzy mu pomogli i dali mu tak potrzebne wsparcie. W ogóle to sukces Woźniaka był świetną wiadomością dla wielu zawodników. Okazało się bowiem, że ciężka praca znaczy o wiele więcej niż talent czy dar od Boga.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Nie sposób nie przypomnieć o tym, że sezon 2017 zaczął się dla Woźniaka słabo. Nie łapał się w składzie Betard Sparty Wrocław, bo wówczas tam właśnie jeździł. Ominęło go trzy kolejki, mówiło się nawet, że pójdzie na wypożyczenie do Włókniarza. W końcu jednak Woźniak się przebił i przekonał trenera Rafała Dobruckiego, że warto dać mu szansę. To było takie zagranie w jego stylu. Nigdy nie miał w zwyczaju dyskutować ze szkoleniowcem przed media. Pokazywał mu, że zasługuje na jazdę pracą wykonywaną na treningach. Tak robił w Polonii Bydgoszcz za czasów trenera Jacka Woźniaka, w Sparcie to powtórzył.
Od 3 lat jest zawodnikiem Stali. Złoto zdobyte na gorzowskim torze z pewnością pomogło mu w podjęciu decyzji o zmianie klubu. Tytułu nie obronił, kolejnego medalu IMP nie zdobył, ale w Gorzowie z pewnością zrobił krok do przodu. Stał się naprawdę ważnym ogniwem zespołu, bardzo solidnym ligowcem, a nie "zapchajdziurą", bo tak swego czasu nazwał Woźniaka Krzysztof Cegielski.
Czytaj także:
Rusko: trzeba wybrać mniejsze zło, pojechać nawet bez kibiców
Jak i dlaczego prezes Unii zapakował nas do worka