Relacja promotora z okolic Nowego Jorku. "Kiedy telewizja pokazała ludzi w workach, żarty się skończyły"

- Amerykanie nie są bojaźliwym narodem, ale kiedy telewizja pokazała ludzi w workach, to niektórzy mocno zmienili zdanie o koronawirusie - opowiada z New Jersey Polak Voytek Dojka, promotor imprez żużlowych.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Voytek Dojka WP SportoweFakty / Voytek Dojka
Voytek Dojka ma 45 lat. Jest Polakiem, od blisko 30 lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. - Moja rodzina wyjechała po zmianach systemowych, na początku lat 90. Teraz mieszkam w stanie New Jersey, niedaleko Nowego Jorku - mówi nam Dojka, który zajmuje się importem części i jest promotorem imprez żużlowych w USA.

Czarny sport jest jego wielką pasją. Na co dzień robi wszystko, żeby zarazić tą dyscypliną w USA jak najwięcej osób. I ma już na koncie pierwsze sukcesy. W 2019 roku, wraz z Brytyjczykiem Richardem Thriftem, zorganizował zawody w Cuddebackville, doprowadzając w ten sposób do poszerzenia geografii żużla za oceanem. Więcej przeczytasz o tym TUTAJ.

Dojka wraz z rodziną żyje około 30 kilometrów od Nowego Jorku, który jest w tej chwili w Stanach Zjednoczonych największym ogniskiem koronawirusa. Do tej pory COVID-19 stwierdzono tam u ponad 200 tysięcy osób. To jedna trzecia wszystkich przypadków w USA. Wirus zabił jak na razie ponad 10 tysięcy ludzi. We wtorek o kolejnych 3700 ofiarach w Nowym Jorku, których dotychczas nie ujmowano w oficjalnych statystykach, informował "The New York Times".

ZOBACZ WIDEO: Zakażony koronawirusem sportowiec ostrzega chorych. "To rozwala psychikę"

- W naszym małym miasteczku zachorowań jest mało, ale im bliżej Nowego Jorku, tym gorzej - opowiada Dojka. - Nasz świat zatrzymał się w miejscu. Zmieniło się wszystko. Siedzimy w domach już ponad cztery tygodnie. Szkoły są zamknięte, dzieci mają wirtualne zajęcia w domu. Jesteśmy zamknięci tak jak wiele państw w Europie - tłumaczy Dojka i dodaje, że znakiem trudnych czasów jest teraz niebo nad New Jersey i Nowym Jorkiem.

- To bardzo nietypowy widok. Nocą widać tylko gwiazdy. Tego u nas jeszcze nie grali - tłumaczy. Wcześniej z powodu bliskości kilku lotnisk nad Nowym Jorkiem i New Jersey w każdej chwili można było zobaczyć migające światła kilkunastu, a czasami nawet 20-30 samolotów. Teraz takie obrazki to rzadkość - podkreśla.

Ludzie w workach. Żarty się skończyły

Amerykanie w okolicach Nowego Jorku unikają wychodzenia z domu. Wiedzą, że wirus stanowi wielkie zagrożenie. - Trzymamy się daleko od siebie. Od ponad tygodnia wszyscy, z małymi wyjątkami, noszą maski i gumowe rękawiczki. Pod tym względem wszystko zmieniło się w mgnieniu oka - komentuje.

- Jeszcze trzy tygodnie temu, kiedy robiłem zakupy w dużym supermarkecie i założyłem maskę, ludzie przede mną może nie uciekali, ale na pewno odsuwali mi się z drogi. W wielkim sklepie tylko ja i może jeszcze dwie osoby mieliśmy na twarzy maski. Teraz chodzą w nich wszyscy. To pokazuje, że zachowania w społeczeństwie się zmieniają - wyjaśnia.

Media w USA o koronawirusie mówią bez przerwy. Najgorętszym tematem jest sytuacja w Nowym Jorku, ale na ulicach nie ma paniki. Amerykanów nie jest łatwo przestraszyć. To nigdy nie był bojaźliwy naród. Paniki nie było, nie ma i raczej nie będzie - mówi Dojka.

- Na początku wiele osób uważało, że media wręcz przesadzają, bo wirus przejdzie, w cudowny sposób zniknie, ale ich poglądy zostały szybko zweryfikowane. Liczba zachorowań szybko rosła. A kiedy w telewizji zaczęli pokazywać ludzi w workach, to Amerykanie zrozumieli, że żarty się skończyły - relacjonuje Dojka.

W USA mimo wszystko przesadnego strachu nie widać. Społeczeństwo jest jednak mocno podzielone. Wszystko za sprawą prezydenta Donalda Trumpa, którego decyzje budzą skrajne emocje. - Jest dokładnie tak jak przed i po wyborach. Połowa go popiera, a druga nie może się doczekać końca kadencji - przyznaje.

- Tak samo jest z oceną jego decyzji w związku do COVID-19. Jedni twierdzą, że zrobił wszystko jak należy a inni, że zmarnował szansę, bo wybuchu epidemii na taką skalę można było uniknąć. Jedna osoba, a emocje skrajne. Tak już chyba zostanie - tłumaczy.

Polak opowiada nam, że w czasach pandemii stara się nie zwariować, ale wraz z upływem czasu podejmuje coraz więcej środków ostrożności. - Zakupy robimy raz na dwa tygodnie, a żeby zmniejszyć kontakt z innymi do minimum, to już nawet sami pieczemy chleb. Poza tym często kontaktujemy się z Polską - podsumowuje Voytek Dojka.

Zobacz także:
Krister Gardell: Szwedzi są odpowiedzialni
Gleb Czugunow Polakiem. Betard Sparta Wrocław zyska mocny atut

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×