Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jak pan radzi sobie bez żużla?
[b][tag=29025]
Krister Gardell[/tag]:[/b] Tak naprawdę, jeśli chodzi o żużel, to nie mam w tej chwili wiele do roboty. Dużo swojego czasu poświęcam wnukowi, który trenuje motocross. A z tym nie ma u nas teraz wielkiego problemu. Nawet w czasach pandemii można jeździć na żużlu, crossie i uprawiać wiele innych dyscyplin motorowych. No ale wiadomo, że to nigdy nie zastąpi prawdziwego ścigania. Tęsknię za tym, ale co zrobić. Mam nadzieję, że wkrótce zaczniemy.
A jakie macie plany w Szwecji? Kiedy miałby ruszyć sezon?
Trudno powiedzieć, bo dyskusja jest w toku, a po drodze pojawiło się już wiele dat, opcji. Pomysły są naprawdę różne, ale dywagacje nie mają sensu, dopóki nie wrócimy do normalnego życia. Teraz dla wszystkich najważniejsze jest zdrowie. Mogę jednak powiedzieć, że nie rozważamy takich ruchów jak PGE Ekstraliga.
O co panu chodzi?
O jazdę bez kibiców. To w ogóle nie wchodzi u nas w grę. Wpływy ze sprzedaży biletów są zbyt ważne. Klubowe budżety nie wytrzymałyby pustych trybun. Tego jestem pewny.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Szwecja przyjęła zupełnie inną strategię walki z koronawirusem. Niektórzy łapią się za głowy, kiedy widzą, jak niewiele ograniczeń jest w pana kraju.
No ale dlaczego? Uważam, że u nas wszystko wygląda podobnie jak w większości innych krajów, które zmagają się teraz z pandemią.
Proszę zatem o tym opowiedzieć.
Możemy wychodzić z domów, ale musimy trzymać się od siebie na odpowiedni dystans. Zakazane są zgromadzenia, które przekraczają 50 osób. To górna granica w naszym kraju. No i u nas też mamy wiele osób, które wirus pozbawił źródła dochodu. Problemy finansowe w całym kraju są bardzo duże. Jeśli chodzi jednak o sytuację w służbie zdrowia, to nie ma dramatu.
Co to znaczy, że nie ma dramatu?
Liczba zakażonych i ich przyrost utrzymują się na odpowiednim poziomie. Nasza służba zdrowia sobie z tym wszystkim radzi. Nie ma wskaźników, które powodowałyby jej paraliż. W tej chwili z koronawirusem zmaga się około 10 tysięcy osób. Dzienna liczba zgonów utrzymuje się na poziomie 15 - 20. Łącznie zmarło około 900 osób. Bardzo wierzymy w naszych lekarzy, bo naprawdę dobrze wykonują swoją robotę. Poza tym mam wrażenie, że reagujemy na bieżąco, bo w dużych halach powstają nowe placówki, które mają zająć się większą liczbą pacjentów. W ten sposób przygotowujemy się na szczyt zachorowań.
Pan mówi o zgromadzeniach do 50 osób, a to bardzo dużo. Szwecja na tle innych jawi się jako kraj z liberalnym podejściem do koronawirusa. W Polsce sporo się o was mówi.
Pewnie tak, bo sam zauważam, że inni bardzo interesują się tym, co robimy. Powiem jednak panu, że rząd w naszym kraju cieszy się dużym zaufaniem. Mają poparcie, a ludzie słuchają tego, co się do nich mówi. Nowe zasady pojawiają się praktycznie każdego dnia i są respektowane. Poza tym zmagamy się z czymś zupełnie nowym, więc proponowałbym wstrzymać się z jednoznacznymi ocenami, co jest dobre, a co złe. Teraz na świecie mamy wielu ekspertów. Każdy z nich ma swoją receptę na rozwiązanie problemu, ale która z nich jest właściwa? Pewności nie ma. Musimy obserwować rozwój wydarzeń, być odpowiedzialni, a wnioski przyjdą z czasem.
A jakie są nastroje wśród Szwedów?
Nastroje społeczne są raczej dobre. Większość z nas nie obawia się o swoje życie. W Szwecji przyjęliśmy zasadę, że w tych trudnych czasach szczególną opieką należy otoczyć osoby starsze. Każdy, kto jest w okolicach 70. roku życia lub starszy, zalicza się do grupy wielkiego ryzyka. Nie chcemy ich stracić i dlatego robimy wszystko, by chronić takie osoby. Zgromadzenia do 50 osób są możliwe, ale proszę spojrzeć na to szerzej. I tak musimy trzymać od siebie dystans. Poza tym nie odwiedzamy w ogóle ludzi starszych ani miejsc, gdzie oni się znajdują. Jeśli ktoś czuje, że ma gorączkę, dreszcze, kaszel, to zostaje w domu, żeby nie narażać innych. Wiemy, że to nie jest czas rodzinnych spotkań. Jeśli możemy, to pracujemy z domu. Osobiście uwielbiam podróżować i robię to bardzo często, ale teraz dałem sobie z tym spokój. Postawiłem również na home office. Odpowiedzialność w Szwecji jest na wysokim poziomie, ale na walkę z koronawirusem trzeba patrzeć szerzej.
Czyli jak?
Nie można zamknąć całego kraju, bo gospodarka też jest w tym wszystkim istotna. Ludzie nie przetrwają, jeśli wirus zacznie atakować wszystkich, ale tak samo nie da się żyć bez pieniędzy. Tam, gdzie jest to możliwe, trzeba żyć normalnie. Co z tego, że wygramy jedną bitwę, jeśli w drugiej polegniemy na całej linii?
To jednak bardzo trudna gra.
Bardzo trudna. Trzeba umiejętnie balansować pomiędzy tymi dwoma aspektami, a granica jest cienka. Z jednej strony ochrona zdrowia, wielka troska o starszych, ale z drugiej utrzymanie jak największej liczby biznesów. To z tego powodu nie ma u nas aż takich obostrzeń. Patrzymy na wszystko szerzej. Dodam jednak, że niektóre firmy i tak nie będą w stanie przetrwać.
Komu jest najtrudniej?
Myślę, że hotelom i restauracjom. Niektóre po prostu się zamknęły, ale w niektórych przypadkach już teraz słyszymy o bankructwach. To tylko pokazuje, że Szwedzi żyją odpowiedzialnie. Już na początku pandemii ulice były całkowicie puste. Teraz ruch jest trochę większy. Wiadomo, że ludzie dojeżdżają do pracy. A jeśli chodzi o restauracje, to większość naprawdę świeci pustkami.
A państwo pomaga firmom?
Tak. Myślę, że trzeba pochwalić nasz rząd, bo od razu uruchomili wiele programów wsparcia na te trudne czasy. Pod tym względem nie możemy narzekać.
Kiedy pandemia skończy się w Szwecji? Co mówi rząd?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na tak postawione pytanie. Słyszymy jedynie, że mamy być gotowi nawet na kilka miesięcy trudnej walki.