Żużel. Marcin Wójcik: Bawił mnie samolot, drzwi do lasu i teorie o 5G. Czekam na żużel w telewizji (wywiad)

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Wiktor Trofimow jr przepytywany przez Marcina Wójcika.
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Wiktor Trofimow jr przepytywany przez Marcina Wójcika.

- Śmieję się bardzo często, kiedy oglądam wiadomości, ale nie te w telewizji publicznej, bo w tym przypadku nie daję rady - mówi Marcin Wójcik z kabaretu Ani Mru-Mru.

W tym artykule dowiesz się o:

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Wszystko wskazuje, że PGE Ekstraliga ruszy, ale bez udziału publiczności. Jak to brzmi dla człowieka z Lublina, czyli miasta z najbardziej szalonymi kibicami żużla w Polsce?

[b][tag=75437]

Marcin Wójcik[/tag], Kabaret Ani Mru-Mru:[/b] Z radości na pewno nie podskakuję, ale lepszy taki sezon niż żaden. Można powiedzieć, że wybieram mniejsze zło. Tragedii nie będzie, bo żużlowe transmisje są obecnie na bardzo wysokim poziomie. Wszyscy będziemy siedzieć przed telewizorami, oglądać i się emocjonować. Widowiska na pewno stracą z 70 proc. swojego potencjału, ale z drugiej strony będziemy tak wygłodniali, że nawet żużel przez szybkę nam zasmakuje. Czekam na decyzje żużlowych władz i mam wielką nadzieję, że PGE Ekstraliga jako jedyna ruszy w tym dziwnym roku. Równie dobrze może być tak, że zaczniemy bez kibiców, a we wrześniu lub październiku będzie można wskoczyć na stadiony. Jestem przekonany, że wtedy te momentalnie wypełnią się po brzegi.

A uważa pan, że trzeba walczyć za wszelką cenę o 999 kibiców na trybunach?

Jest to jakieś rozwiązanie, ale ono wymusi nowe przepisy. Poza tym patrzę na podwórko w Lublinie i zastanawiam się, jak wybrać z wielotysięcznego tłumu 999 fanów żużla, którzy zobaczą mecze na żywo? Będziemy ich losować? Poza tym w tym gronie zawsze może znaleźć się 200 zarażonych koronawirusem i zrobi nam się kolejne ognisko pandemii. Musimy chyba postawić sprawę jasno: żużel w telewizji lub w ogóle. Jak już powiedziałem wcześniej, ja wybieram mniejsze zło.

Ostatnio rozmawiałem z jednym z działaczy i doszliśmy do wniosku, że w tych trudnych czasach kibice w Lublinie znowu nas wszystkich zaskoczą. Podejrzewam, że ani jedna osoba nie odda karnetu.

To bardzo możliwe! Jedynym logicznym rozwiązaniem jest przesunięcie karnetów na kolejny sezon. A wiadomo, że zdobycie całorocznej wejściówki w Lublinie nie jest łatwe. Jeśli klub podejmie decyzję, że karnety zachowują ważność, to w tym całym tłumie spodziewam się jednego, może dwóch zwrotów. Zakładam, że będą to osoby, które akurat zdecydują się na wyprowadzkę z Lublina.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Cugowski: Żużel jest sportem, który powinien najszybciej wrócić na stadiony

Mamy trudne czasy. Co pana teraz bawi?

Mnóstwo rzeczy! Śmieję się bardzo często, kiedy oglądam wiadomości, ale nie te w telewizji publicznej, bo w tym przypadku nie daję rady. Dociera jednak do mnie dużo informacji, które momentalnie powodują uśmiech na twarzy. Ostatnio bardzo podobało mi się, kiedy pani minister wyszła i powiedziała do narodu, że przedsiębiorcy są zadowoleni z tarczy.

Co pan sobie wtedy pomyślał?

Pomyślałem sobie, że w sumie, dlaczego miałbym jej nie wierzyć? Co tam, że 200 moich kumpli prowadzi biznes i ma problem, bo nie mają co do garnka włożyć, a do tego zwalniają ludzi. Skoro jednak pani minister mówi, że jest inaczej, to ja jej wierzę! Poza tym bardzo podobał mi się samolot.

Który?

Ten wielki z transportem medycznym. Uroczystość jego rozpakowania była niesamowita. Żałuję, że w poniedziałek byłem tak zajęty, bo przeoczyłem inne ważne wydarzenie. Mówię o otwarciu lasów i parków. Na pewno się działo.

To znaczy?

Pewnie gdzieś było przecięcie wstęgi. Może nawet symboliczne otwarcie drzwi do lasu. Mówiąc już jednak całkowicie poważnie, to dobrze, że mamy trochę poluzowania, bo w domach można było zwariować. Jestem aktywnym człowiekiem i uważam, że golf, rower czy gra w tenisa powinny być dozwolone. Oczywiście, przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności.

Powstaną skecze związane z pandemią koronawirusa?

Trudno powiedzieć, ale myślę sobie, że raczej nie. Z wielu rzeczy da się żartować, ale jak się człowiek głębiej zastanowi, to zapala się lampka, że to nie byłoby dobre. Ludzie umierają. Jaki jest teraz stały punkt każdego dnia? Statystyki. Liczba zachorowań i zgonów. Jeśli kogoś problem nie dotknął, to pewnie jest w stanie żartować, ale zabawa kończy się, kiedy się z tym stykamy lub dramat przeżywa ktoś z naszych bliskich. Byłbym zatem bardzo ostrożny. Nasz kabaret z ludzkich tragedii nigdy nie żartował.

A potrafiłby pan stworzyć swój ranking śmiechu w czasach pandemii? Kto by się w nim znalazł?

Teraz to dał mi pan misję. Musiałbym się chwilę zastanowić. Zacznijmy od pani marszałek Witek. Cały czas próbuje sprawiać wrażenie, że nad wszystkim panuje. Ubawił mnie też strasznie pan poseł Kaczyński, kiedy nagrali go, gdy dostał maseczkę z kotem. Od razu bardzo subtelnie ją złożył na swoim pulpicie i pogłaskał z wielkim namaszczeniem jak swojego własnego pupila. Poza tym uśmiech na twarzy powodują u mnie ludzie, którzy rozsiewają teorie spiskowe.

Czyli?

Przecież pan pewnie słyszał, że to wszystko wina 5G, a tak naprawdę nic się nie dzieje. Uważam, że w tych trudnych czasach niektórym brakuje złotego środka. Z jednej strony nie można lekceważyć problemu, ale znam też takich, którzy zamknęli się w domach na cztery spusty i nie wychodzą nawet do ogródka, bo twierdzą, że tam lata wirus. Widziałem też ostatniego dobrego mema. Mogę opowiedzieć?

Jasne.

Na obrazku był miś panda i informacja, że je 12 godzin na dobę. My teraz robimy to samo i dlatego ten czas nazywa się pandemią. Poza tym śledzę różne rzeczy. Polityków oczywiście też, ale w tym przypadku śmiech bardzo szybko przechodzi w inny grymas twarzy. To taki śmiech przez łzy.

Czy w czasach koronawirusa kabaret i żużel jadą na jednym wózku?

Na pewno tak, choć nasz wózek jest jeszcze gorszy od tego żużlowego.

Dlaczego?

Żużel ma swoich ultrafanów. Jeśli zapadnie decyzja, że można iść na stadion, to nikt się nie zawaha. Wszyscy ruszą. W przypadku kabaretu, koncertu czy teatru to nie będzie już takie oczywiste. Jesteśmy ostatnią po pandemiczną potrzebą. Większość ludzi w Polsce znajdzie się w trudnej sytuacji finansowej. Niestety, my kabareciarze będziemy wtedy na końcu listy potrzeb społeczeństwa.

Żużlowców czeka renegocjacja kontraktów, a z wami nawet nikt nie rozmawiał.

Zgadza się. Nie mieliśmy nic do gadania. Rynek zrobił nam renegocjację. Wychodzi na to, że ci żużlowcy tak źle jeszcze nie mają. Nas różni to, że nie zrobiliśmy zakupów sprzętowych, więc może to się jakoś wyrównuje. Z drugiej strony im ten sprzęt zostanie, a my nie mamy teraz nic. Nasza branża jest jednak specyficzna. Kabareciarze do wszystkiego podchodzą z humorem. Teraz, w tych trudnych czasach, jest podobnie.

Jakie były plany na ten rok i co legło już w gruzach?

Kilka tras zagranicznych. Mieliśmy jechać do Szwecji, Irlandii, Wielkiej Brytanii. Był też pomysł, żeby w październiku polecieć do Stanów Zjednoczonych. W tym przypadku toczyły się już nawet bardzo zaawansowane rozmowy. To wszystko wypadło. Do tego należy dodać mnóstwo występów w Polsce. Nasza praca polega na przemieszczaniu się z miasta do miasta i dawaniu występów. Teraz możemy działać sobie przez internet i to się dzieje. W ostatni weekend miałem nowe doświadczenie.

To znaczy?

Byłem jednym z sześciu jurorów online w eliminacjach do festiwalu PAKA. Oglądaliśmy programy przesłane nam w formie wideo. W tym gronie był też Artur Andrus. Później mieliśmy spotkanie na ZOOM-ie, rozmowy z kabaretami. To pokazuje, że czasy się zmieniają. Słyszałem nawet, że cały festiwal ma odbyć się w formie online. Zobaczymy, co będzie z naszą branżą. Na razie robimy, co możemy, żeby dostosować się do nowej sytuacji.

To może będziecie działać w formie online?

Nie, nie będziemy nic nagrywać i puszczać w świat. Do tej pory tego nie robiliśmy i raczej się na to nie zanosi. Wiem, że różne inne grupy kabaretowe próbują działać w ten sposób, ale my takich planów nie mamy. Zawsze wyznawałem zasadę, że występ na żywo ma swój niepowtarzalny klimat. Ludzie, interakcja - tego wszystkiego nie da się zastąpić. Na ten moment postanowiliśmy, że pozwolimy ludziom się trochę za nami stęsknić. Zobaczymy, czy zadziała. Może nie zapomną, że byliśmy i wrócą, kiedy im pozwolą. Poza tym nagrywanie skeczów do internetu kojarzy mi się z youtuberami. Tego jest całe mnóstwo, a ja wolę kontakt z żywym artystą. Mam nadzieję, że niedługo do tego wrócimy i zobaczymy się też na stadionach. Proszę ode mnie pozdrowić wszystkich kibiców żużla w Polsce.

Zobacz także:
Robert Dowhan: Nie zwalniam, choć tarcza słaba, a bank ponagla
Prezydent Gorzowa: Wirus? Podejmowaliśmy szybko niepopularne decyzje

Źródło artykułu: